facebook

Wpisz wyszukiwaną frazę i zatwierdź, używając "ENTER"

Ucz się, ucz!

Nadchodzi koniec semestru i sesja, więc pora na apel kogoś, kto ma ich za sobą już prawie dziesięć. Może przyda się on w kolejnym roku akademickim.

„Sesja już się zbliża, już puka do mych drzwi”. „Moje studia takie piękne”. Studenckich powiedzonek jest dużo. Nie zmieniają one tego, co wiemy wszyscy. Studia to przede wszystkim ćwiczenia oraz wykłady. Te drugie nie są obowiązkowe, to też jasna sprawa. Sporo osób więc nie przychodzi i ma do tego pełne prawo. Ale… notatki chciałoby się jednak mieć, prawda?

Jak najbardziej rozumiem, że bywają różne sytuacje. Są sprawy ważne i ważniejsze. Z perspektywy kogoś, kto obecnie studiuje zaocznie, wygląda to mniej więcej tak – nie można było być na wykładzie, bo akurat wypadły urodziny dziecka, chrześniaka, konieczność pójścia do pracy, wyjazd na cały weekend, choroba czy nawet picie wódki ze szwagrem. Zawsze to jakiś powód. Często bywa jednak, że ktoś pojawia się przez cały semestr tylko na jednych zajęciach albo nawet nie, a jego jedynym uzasadnieniem za każdym razem jest: „Nie miałem już siły”.

Ok, nie oceniam. Może ktoś musi opiekować się chorą babcią, dwójką dzieci i zarządzać firmą jednocześnie. Różnie bywa. Ale, ale! Pociągnijmy to ciut dalej, a wówczas bardzo często zauważymy, że dialog brzmi:
„– Ok, a dlaczego nie miałeś siły? Co się dzieje?
– Nie no, nic. Byłem w pracy przez cały tydzień…”.
Właśnie wtedy zaczynam się denerwować. Rzeczywiście, to bardzo zaskakujące na studiach zaocznych. Przecież pozostałych kilkaset osób przez pięć dni siedzi w domu, nic nie robiąc, dzięki czemu na weekendowe zajęcia przyjeżdżają wypoczęci. Niestety, nie jest tak. Wiadomo, że praca pracy nierówna. Choć nie mam może najbardziej męczącej profesji na roku, to najmniej na pewno też nie, a jednak jakoś daję radę. Zrozumiałbym zresztą ten argument, gdyby pojawił się raz, może dwa, ale nie za każdym razem. Przecież takie jest założenie studiów zaocznych, że w tygodniu pracujesz, a w weekend studiujesz. Potem bywa wielkie zdziwienie, jak to przy ciągłych nieobecnościach ma się problem z zaliczeniem przedmiotów w pierwszym terminie. Albo w ogóle.

Właśnie, to druga kwestia. Trudności z zaliczeniem. Jestem zdania, że wystarczy być na zajęciach i choć trochę słuchać, potem powtórzyć całość kilkakrotnie w domu (nie przesadzając, bo nie ma czasu – jest jeszcze praca, pomniejsze aktywności, chęć wyspania się chociaż w jakimś przyzwoitym minimum czy prowadzenie przynajmniej namiastki życia rodzinno-towarzyskiego), a większość przedmiotów można zdać bez większych problemów. Z takim podejściem moją najgorszą oceną na studiach było jedno 3.5, w dodatku z przedmiotu, który dotyczył podatków, więc równie dobrze mógłby być o budowie promów kosmicznych i byłby mi mniej więcej tak samo bliski.

Wiadomo, każdy uczy się inaczej. W grę wchodzą indywidualne predyspozycje i upodobania. Jednak odebranie sobie szansy na posłuchanie tego, co prowadzący ma do powiedzenia, na pewno nie jest krokiem wspomagającym naukę. Jeśli dodatkowo do notatek sięgamy dopiero w wieczór przed egzaminem, to nie ma się co dziwić, że potem rezultaty są, jakie są (to znaczy prawie ich nie ma). Niepotrzebnie się denerwuję. Nauka (lub jej brak) to w końcu osobista sprawa każdego. Wkurza mnie jednak marnotrawstwo. Na przykład ludzie z mojego roku za dwa lata edukacji płacą ponad dziesięć tysięcy polskich nowych złotych. Mnóstwo pieniędzy, które można by zagospodarować na wiele ciekawych sposobów. Czy zależy im, żeby się czegoś nauczyć, wydając te pieniądze? Mam nadzieję, że tak. Za tym muszą jednak iść konkretne działania. Póki co nie ma jeszcze systemu, który zapewniałby napływ wiedzy do głowy od razu po zapłacie. Jeśli natomiast chodzi o sam papierek magistra i nic więcej, to taniej byłoby go kupić. Serio. Szansa, że kiedyś wyszłoby to na jaw, nie jest znowu taka duża.

Wobec tego zanim następnym razem będziesz się tłumaczyć, że wcześniej nie miałeś/-aś czasu, zastanów się, czy na pewno, czy to nie przypadkiem kwestia tego, jak nim gospodarowałeś/-aś. Może na dwa tygodnie sesji da się jednak wszystkie inne aktywności zredukować do niezbędnego minimum.

 

Tekst: Michał Denysenko

Post dodany: 8 lutego 2019

Tagi dla tego posta:

felieton   lifestyle   Michał Denysenko   Nauka   sesja  

Używając tej strony, zgadzasz się na zapisywanie ciasteczek na Twoim komputerze. Używamy ich, aby spersonalizować nasze usługi i poprawić Twoje doświadczenia.

Rozumiem, zamknij to okno