facebook

Wpisz wyszukiwaną frazę i zatwierdź, używając "ENTER"

Scooby Doo i galopujący konsumpcjonizm

Przygotuj sobie kubek dobrej herbaty i rozsiądź się wygodnie. Opowiem ci bajkę. Nie będzie to historia o tchórzliwym dogu z niepohamowanym apetytem na scooby-chrupki – dziś skupimy się na samym potworze. Największym potworze współczesnego świata.

Dawno, dawno temu, gdy kraina hamburgerami i przepychem płynąca nie spływała jeszcze ani hamburgerami, ani przepychem, żył sobie Joe. W pewien uroczy, letni wieczór wracał on z wojennego frontu. Nie posiadał się z radości, bo nie dość, że wracał z obiema nogami i obiema rękami, to jeszcze w domu czekała na niego ukochana żona. Joe tak się ucieszył z powrotu, że dziewięć miesięcy później narodził się jego syn. W ogóle całe Stany Zjednoczone tak mocno cieszyły się z zakończenia wojny, że do końca lat 40. XX wieku narodziły się około 32 miliony dzieci. To właśnie w tym momencie ma swój początek fascynująca opowieść o zmianach tak gwałtownych i znamiennych, że raz na zawsze odmieniły oblicze nie tylko Ameryki Północnej, lecz całego świata.

Czym jest konsumpcjonizm?

Nie trzeba być alfą i omegą, by domyślić się, że konsumpcjonizm związany jest z konsumpcją. To pewnego rodzaju ukierunkowanie ludzi na zdobywanie jak największej ilości dóbr materialnych. Profesor Zygmunt Bauman poszedł o krok dalej i dostrzegł zależność między społeczeństwem producentów z czasów poprzedzających nowoczesność
a współczesnym światem konsumentów. W poprzednim systemie życie człowieka skupione było wokół pracy. Definiował się on przez swój zawód – dzięki pracy mógł umiejscowić się na którymś ze szczebli drabiny społecznej. Profesor Bauman twierdził, że charakterystycznymi cechami ludzi z tego okresu są: konformizm, posłuszeństwo i zdolność do mozolnej, rutynowej pracy. Wszelkie instytucje społeczne miały panoptyczny charakter – wpajały ludziom monotonne zachowania, a rezultat osiągały poprzez ograniczenie lub wyeliminowanie wyboru. W istocie tak było – wystarczy sięgnąć pamięcią do lekcji historii, podczas których omawiano gospodarkę i realia PRL.

Joe wrócił z wojny. I co dalej?

Amerykańskie władze zadbały, aby powracający z frontu żołnierze mogli się ustatkować. Dzięki ustawie o readaptacji, walczący mogli liczyć na wsparcie państwa w postaci tanich kredytów, stypendiów i zasiłków. Dodatkowo rządzący podeszli poważnie do kwestii praw pracowniczych, zadbali o rozwój infrastruktury, budownictwo mieszkaniowe i edukację. Dzięki sprzyjającej polityce socjalnej do końca lat 60. XX wieku w USA na świat przyszło ponad 78 milionów dzieci. To dwa razy więcej niż liczba obywateli Polski!

Olaboga! Co teraz?

Ekonomiści byli przerażeni gwałtownym wzrostem urodzeń i wróżyli rychłą katastrofę. Brytyjski naukowiec John Keynes powiązał produkcję z popytem w ten sposób, że w przypadku kryzysu państwo powinno interweniować, „pompując” pieniądze w rynek. W interwencjonizmie upatrywał szansy na wyjście z kryzysu. Jak się okazało, było to słuszne podejście, co dało się zauważyć już w ciągu 15 lat, gdy PKB Stanów Zjednoczonych wzrosło z 200 do 500 miliardów dolarów.

Popyt rósł z każdym rokiem, technologia rozwijała się równie dynamicznie co sieć państwowych autostrad. Społeczeństwo żyło na relatywnie wysokim poziomie, a specjaliści dwoili się i troili, by skłonić Amerykanów do konsumpcji. Reklama odmieniła tendencje społeczeństwa o sto osiemdziesiąt stopni i doprowadziła do powstania społeczeństwa konsumentów. I tu wrócimy na chwilę do teorii profesora Baumana, który dostrzegł, że w pewnym momencie praca przestała znajdować się w centrum życia ludzkiego – zainteresowanie przeszło na konsumpcję. Bycie konsumentem stało się podstawową rolą społeczną człowieka, razem z którą przyszła zmiana postawy: konsument jako indywidualista nastawiony na autokreację i dokonywanie wyborów.

Joe, czyli Józek

W rzeczywistości PRL nie było mowy o wyborze, różnorodności i wybrzydzaniu, dlatego polski konsumpcjonizm jest nieco inny niż zachodni. Wyposzczeni Polacy, uwolniwszy się spod komunistycznej łapy oprawcy, próbowali szybko nadrobić lata gospodarczej niewoli i zachłysnęli się galopującym kapitalizmem. Wielu polskich obywateli dotkniętych socjalistycznym paluchem ma tendencje do chomikowania i kupowania na zapas. Zjawisko nieokiełznanego konsumpcjonizmu w USA jest nieporównywalnie większe niż w Polsce, niemniej da się zauważyć niepokojące tendencje zakupowe również u Polaków.

Affluenza, czyli choroba dostatku

Parafrazując fragment legendarnego utworu zespołu Bayer Full – „wszyscy Polacy to jedna rodzina, oprócz sąsiada, tego sku…”. Mówi się, że to polskie schorzenie – pragnienie posiadania więcej niż inni. Nie jest to prawda, bo zjawisko to ma więcej wspólnego z cechami społeczeństwa konsumpcjonistycznego aniżeli z konkretną narodowością, jednak taką postawę można w Polsce zaobserwować. Weźmy pod uwagę choćby okres Bożego Narodzenia. Z badań wynika, że co piąta rodzina zadłuża się, aby zorganizować wystawne święta!

Affluenza (połączenie angielskich słów affluence – ‘dostatek’ oraz influenza – ‘grypa’) dotyka nie tylko przeciętnego Kowalskiego – także ekonomiści dają się ponieść fantazji, sugerując jakoby wzrost wskaźnika posiadanych dóbr materialnych miał być wyłącznym determinantem szczęścia i dobrobytu. Tymczasem liczba osób chorych psychicznie w Polsce wzrosła dwukrotnie od początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku. W dużej mierze to zasługa kapitalistycznego wyścigu szczurów. Ludzie są tak głęboko zanurzeni w świecie konsumpcji, że kiedy nie mogą sobie na coś pozwolić, czują, że są niewystarczająco dobrzy. Profesor Bauman bardzo słusznie zauważył, że „odsunięcie od zakupów jest jątrzącą i ropiejącą raną i upokarzającym brzemieniem niespełnionego życia”

Skutki agresywnego konsumpcjonizmu

Kupujemy rzeczy, które nie są nam potrzebne. Nabywamy żywność w takiej ilości, że nie jesteśmy w stanie jej zjeść. Zadłużamy się, by nikt nie zauważył, że nas na coś nie stać. Efekty takiego podejścia promieniują na wiele różnych sfer życia. Począwszy od sprawy nam najbliższej – ludzkiego ciała. Na przestrzeni lat 2002–2010 wskaźnik nadwagi u trzynastolatków wzrósł o 5%. Pierwsza przyczyna tego stanu rzeczy, jaka przychodzi na myśl, to duża dostępność i różnorodność towarów oraz wysoka stopa życia ludzi, mająca wpływ na zbyt duże zakupy.

Inną, dużo dalej idącą konsekwencją konsumpcjonizmu jest obniżenie jakości produkowanego pożywienia, a jak wiadomo – nie tylko zbyt duża ilość, lecz także kiepska jakość prowadzi do otyłości i licznych schorzeń. Kolejny ze skutków to masa wytwarzanych odpadów i wyrzucanego jedzenia. Przeciętny Polak pozbywa się miesięcznie 4 kilogramów jedzenia, marnując każdego roku 2500 złotych. Jeden z czołowych hipermarketów przyznał, że w okresie 2016–2017 wyrzucił 50 tysięcy ton jedzenia. To tyle samo co 830 dorosłych słoni – w ciągu jednego roku.

Jak walczyć z potworem zakupowego zatracenia?

Czy w ogóle da się z nim walczyć? Nie bez przyczyny centra handlowe stały się ośrodkiem życiowej aktywności. Z jednej strony krytykuje się fakt, że rozrywka została nierozerwalnie skorelowana z niskimi, konsumpcjonistycznymi pobudkami, niemniej nie ma wątpliwości, że takie zjawisko jest zasługą miast, które przez długi czas zaniedbywały potrzeby kulturalne i rozrywkowe swoich mieszkańców.

Konsumpcjonizm jest obecnie dużym problemem – paradoksalnie, bo w latach pięćdziesiątych XX wieku to właśnie tendencje konsumpcjonistyczne pozwoliły amerykańskiej gospodarce odbić się od dna i wywindować ją do pozycji światowego lidera. W dzisiejszych czasach, polskie władze dostrzegły ciemniejszą stronę tego zjawiska i zdecydowały się z nim walczyć, m.in. poprzez wprowadzenie niedziel niehandlowych. Rządzący uzasadniali projekt ustawy o ograniczeniu handlu w niedziele i święta, kładąc nacisk na dbałość o relacje i wartości rodzinne, w które – według nich – godził nieograniczony dostęp do zakupów. Czy taki zabieg pomoże przełamać niezdrowe tendencje zakupowe Polaków i zmieni ich podejście do spędzania wolnych chwil? Czas pokaże. Zdania obywateli na ten temat są podzielone. Niektórzy ludzie popierają pomysł władz, inni są nim rozdrażnieni i czują się ograbieni ze swoich podstawowych swobód.

Najważniejszym z elementów społeczeństwa konsumenckiego jest nieograniczona możliwość wyboru. Jak pisał Zygmunt Bauman: „(…) sam nakaz dokonywania samodzielnych wyborów i uznawania każdego działania za skutek samodzielnego, swobodnego wyboru z całą pewnością nie jest już kwestią swobodnego wyboru”. Warto się więc zastanowić, zanim znów staniemy przed wysokim regałem pełnym ciastek w 357 różnych smakach.

Tekst: Rita Miernik

Artykuł pochodzi z magazynu „Suplement” (październik/listopad 2018)

Źródła:
Z. Bauman: O zamieszkach londyńskich, czyli konsumeryzm zbiera swoje owoce;
Z. Bauman: Płynne życie;
Ł. Iwasiński: Społeczeństwo konsumpcyjne w ujęciu Zygmunta Baumana;
J. Mazur: Zdrowie i zachowania zdrowotne młodzieży szkolnej na podstawie badań HBSC 2010.

Post dodany: 8 stycznia 2019

Tagi dla tego posta:

konsumpcjonizm   kultura   problemy społeczne   Rita Miernik   społeczeństwo  

Używając tej strony, zgadzasz się na zapisywanie ciasteczek na Twoim komputerze. Używamy ich, aby spersonalizować nasze usługi i poprawić Twoje doświadczenia.

Rozumiem, zamknij to okno