facebook

Wpisz wyszukiwaną frazę i zatwierdź, używając "ENTER"

Miłość zaczyna się od miłości, czyli 70. rocznica urodzin Kory

Gdyby żyła, dokładnie 8 czerwca 2021 roku kończyłaby 70 lat. Bez niej pozostało więc tylko to, co pozostaje po życiu każdego wybitnego artysty – wzruszenie do łez, liryczna uczta dla wysmakowanych kubków odczuwania i szczery zachwyt nad człowiekiem, którego życie stało się niemal pomnikowe. 

Miłość życia do sztuki i odwrotnie 

Miłość to cliché życia i sztuki. Tandeta dla mało wprawionych użytkowników świata, przeżyta, przeżuta i wypluta przez wszystkie pokolenia przeszłe i przyszłe. Przychodzi znikąd, pojawia się, wkrada w serce i umysł, ulotna – odchodzi. Pisanie o miłości w większości przypadków ląduje w tej mało pożądanej przestrzeni pomiędzy wyrafinowanym, literackim crème de la crème, a słowotwórczym rynsztokiem – razem z kiczem i powszechnym niesmakiem twórczym. Staje się po prostu przeciętna i pozostaje mało atrakcyjnym opisem doznań. 

Są jednak tacy, którzy prostotę miłości rysują nielinearną kreską, a wszystkie jej wybrzuszenia naskórka, wklęsłe obszary wokół obojczyków, cielesne nierówności i emocjonalne uniesienia portretują w sposób niebanalnie poruszający – szare komórki do pracy w obrębie kreowania myśli i serce do twórczego odczuwania. 

W przypadku Kory można by pokusić się o stwierdzenie, że miłość była leitmotivem jej sztuki, bo była też leitmotivem jej życia. I w obrębie czułej struny miłości powstały inne, równie czułe punkty jej twórczości,  choćby zaproszenie do dyskusji, współuczestnictwa i współodczuwania z innymi, którzy do małego, ale bogatego światka Kory wstępowali poprzez cudowne dźwięki jej talentu. 

„Kora opisywała wszystkie możliwe modalności miłości. Jej wielorakie odmiany, jej temperaturę, jej destrukcyjną moc, jej strukturalne stawanie na przekór życiu i śmierci. Ale także jej tytaniczną moc sprawczą. Miłość spełnioną i miłość zdradzoną, miłość szczęśliwą i miłość nieodwzajemnioną. Miłość duchową i miłość cielesną. Splatanie się ducha i ciała, graf pożądania, miłość jako esencję życia”. 

Zdawać by się mogło, że ktoś taki tak silnie musiał umiłować sobie życie, że zaczął je kochać i tak bardzo bał się je stracić, że zaczął się nim dzielić. 

„Jeżeli miłość jest substancją, to idąc za teorią jej ulubionego filozofa Spinozy, jej atrybutami są: samotność, strach, zdrada, kłamstwo, rozstanie, tęsknota i koniec końców śmierć”.

Może geniusz twórczości Kory był i jest wprost proporcjonalny do miłości, jaką darzyła nie tylko muzykę, ale także wielkie umysły i ich myślowe płodności? Idąc tą ścieżką myślową należałoby może słuchać w życiu nie tylko tych, których kochamy, ale z równie baczną uważnością przyglądać się tym, których kochają powiernicy naszej miłości? 

A przecież, jak sądzą niektórzy: „Spinoza jest najszlachetniejszym i najbardziej godnym miłości z wielkich filozofów. Intelektualnie przerasta go kilku innych, lecz moralnie stoi on najwyżej. I naturalną koleją rzeczy przez całe życie oraz przez jakieś sto lat po śmierci uchodził za człowieka odrażająco niegodziwego”. Klasyczny przypadek adaptacji do dynamiki dziejów historii i akceptacji z niej wynikającej, tego, że zasłużony szacunek dla genialnej jednostki pojawia się wtedy, kiedy tej jednostki już nie ma. Całe szczęście z Korą tak nie było. I była to zasługa synergii kilku, jak śmiem sądzić, niebywale istotnych, czynników. Obok energicznej, charyzmatycznej kobiety, skrywała wewnątrz siebie nigdy niesyte miłości dziecko, a traumy własnej przeszłości przekuwała (a może powinnam napisać, przepisywała?) w piosenki, które stały się melodią nie tylko jej życia. 

Struny silnie brzmią nie tylko w muzyce 

Nie zawaham się używając stwierdzenia, że była artystką kompletną, człowiekiem-sprzecznością, który właściwe sobie, odmienne i przeciwległe krańce spektrum scalał w spójny mikrokosmos artystycznego odczuwania. Wyposażona w cudowną i niebywale rzadką umiejętność dogłębnej analizy tego, co wewnątrz niej i tego, co na zewnątrz oraz dostrzeżenia zespołu naczyń połączonych – specyficznego sposobu powiązania, jaki zachodzi pomiędzy niemal wszystkimi elementami na tym świecie, w takiej samej mierze jak pomiędzy jednostką a masą, przestrzenią mikro, a makro, sercem a umysłem, odczuwaniem, a myśleniem. Jak sama podkreślała: „Bardzo mocno wsłuchuję się w te inne struny, które są dla mnie niesłychanie istotne. To jest taka wewnętrzna struna – społeczna i ona za każdym razem inaczej wibruje”. Tej ostatniej, tak trudnej do wypracowania i być może nawet niemożliwej do uzyskania na drodze rzemieślniczego rzeźbienia w swoim fachu, a wynikającej jedynie z drobiazgowego, szczegółowego, (nad)wrażliwego przywiązania do tego, co istnieje, jak istnieje i jak zaraz może przestać istnieć, należałoby Korze w nieskrytym podziwie zazdrościć najbardziej. I może to właśnie ta struna społeczna, obok innych – wyraźnie i donośnie pobrzmiewających w pozostałych partiach jej twórczości, przeważyła za powodzeniem jej lirycznego uwodzenia i scenicznego zachęcenia, które w przypadku grupy Maanam wywoływało (w co szczerze nie wątpię) co najmniej dreszcze. 

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie z26007601QKORA.jpg

Życie za życie

Tandeta i kicz – dwa elementy rozpoznawalne i kojarzone z dorobkiem Olgi Jackowskiej, a potem Olgi Kory Sipowicz, były dziełem nie przypadku, a jak się zdaje, świadomą i przemyślaną decyzją twórczą. To właśnie ten mistyczny, nieco psychodeliczny charakter, który jest zauważalny w wielu utworach i teledyskach Maanamu, a którego mocne wibracje przenoszą się też na wizualne aranżacje płytowych okładek sprawiają, że teksty Kory są jeszcze bardziej wielowymiarowe: energetyzujące, sensualne, intelektualne, stymulujące i pobudzające zarazem, a przy tym nieziemsko zmysłowe. 

Myśl zaklęta w tkance jej tekstów jest jakby ponad i wbrew upływowi czasu, zawieszona w jakimś niezdefiniowanym „pomiędzy”, które raz uchwycone nie daje się już wydostać z przygotowanej skrzętnie przez artystkę znaczeniowej klatki – pytanie, czy chronione jest to, co pozostaje wewnątrz czy na zewnątrz jej krat? „Szczekam to racja bytu. Służę, bo tak jest ładnie”. 

Jaka dzisiaj jest jej sztuka? I jaka dzisiaj jest ona dla nas? Jest z pewnością „nad Ziemią
Nieziemskim zjawiskiem”, a siła i pole oddziaływania jej twórczości jest równomierne lub nawet większe od wysiłków, jakie mógłby wokół siebie wytworzyć Szał niebieskich ciał. Zresztą – zdobywając się na osobistą konfesję – ten utwór pozostanie chyba już na zawsze moim ulubionym.

Sama Kora chyba najtrafniej podsumowała swój artystyczny i życiowy dorobek:

Moja historia to skoki 

nagłe zwroty 

olśnienia i skręty 

muzyka nie czyni nas 

nieśmiertelnymi ale 

pozwala nam „Znosić życie”

I takiej nieśmiertelności w śmiertelności można by życzyć chyba każdemu, kto chce się nazwać dzisiaj „artystą”.

Bogini nieśmiertelna 

Kora jest jednak nie tylko boginią swojego muzycznego misterium, które pod płachtą słów i wyrażeń,  tak umiejętnie i finezyjnie dobranych, by formą nie przysłonić treści, emanują poezją wrażeń. Artystka jest dla mnie pewnym niekończącym się wcieleniem młodości. Nie bez powodu mówi się o niej jako o ikonie polskiego rocka, a ten ostatni przecież nieustanie kojarzy się z takimi pojęciami jak: bunt, młodość, nieposłuszeństwo czy nonkonformizm. Nasuwają mi się słowa Krystyny Rodowskiej – tłumaczki jednej z części Prousta w nowym przekładzie, która słusznie postuluje następującą konstatację: „Dlaczego nowy przekład? Każde pokolenie odbiorców wielkiej literatury ma prawo do odczytywania, interpretowania jej na nowo. Dzieło wybitnego pisarza ma prawo uzyskać drugie, i kolejne życie”. I tak jak każde pokolenie potrzebuje być może nowego przekładu wielkich mistrzów literatury, tak każde pokolenie potrzebuje czegoś, co będzie silnie rezonować – twórczo, społecznie, indywidualnie, czegoś, co będzie kropką nad „i” spowiedzi z naszej tułaczki po świecie. Maanam jest trochę odpowiedzią wiecznie żywą na to pytanie, co nie znaczy, że jego pomnik musi być mumią, by zyskał szacunek. Mówi się, że pomników nie powinno się budować za życia, lecz ten, który postawiony jest na fundamencie zaufania i miłości widza do twórcy ma szanse na wieloletnie, nieprzerwane istnienie. Teksty Kory pozostaną tym, czym były zawsze – miąższem, żywiołem, tkanką napiętą, która nie pęka, a wydłuża trwanie długości dźwięku samotności, tylko że teraz już w doborowym towarzystwie. 

To nie hołd pomyśl tylko
Zaklęcia na papierze nic nie pomogą
To kurz, to pył, to piasek 

Źródła:
O. K. Sipowicz: Miłość zaczyna się od miłości;
O. K. Sipowicz: Miłość zaczyna się od miłości;
R. Bertrand: Dzieje zachodniej filozofii;
reż. M. Grzegorzek: Pięć bajek o miłości. Kora – wywiad – 1996r.;
M. Proust w przekładzie Krystyny Rodowskiej: W stronę Swanna. W poszukiwaniu utraconego czasu;
Maanam: Smycz;
Maanam: Anioł;
Maanam: List to nie hołd.


Tekst: Karolina Broda

Post dodany: 8 lipca 2021

Tagi dla tego posta:

70 rocznica urodzin   Artystka   Karolina Broda   Kora  

Używając tej strony, zgadzasz się na zapisywanie ciasteczek na Twoim komputerze. Używamy ich, aby spersonalizować nasze usługi i poprawić Twoje doświadczenia.

Rozumiem, zamknij to okno