facebook

Wpisz wyszukiwaną frazę i zatwierdź, używając "ENTER"

Mianownik: student

Pasjonat mrówek, mikrobiologii i genetyki, student biotechnologii. Nie widzi siebie w laboratorium, ale raczej na „scenie”, gdzie spełniałby się jako popularyzator nauki. Jak patrzy na świat? Jakie ma pomysły na swoją kadencję? Z Łukaszem Grabolusem, Przewodniczącym Samorządu Studenckiego, rozmawia Dominika Gnacek.

DG: 16 listopada 2018 roku zostałeś Przewodniczącym Samorządu Studenckiego UŚ, więc w marcu [gdy prowadzimy tę rozmowę – przyp. DG] mija pierwszy kwartał Twojego urzędowania na tym stanowisku. Jak oceniasz ostatni okres, jakie były trudności, co Cię pozytywnie zaskoczyło?
ŁG: Stoimy obecnie przed dużym wyzwaniem, bo Ustawa 2.0 [tzw. Konstytucja dla Nauki – przyp. DG] zmusza środowiska akademickie do przygotowania od podstaw statutów, regulaminów, wszelkich aktów prawnych. Ochrona praw studenckich to kwestia, w której ponosimy ogromną odpowiedzialność. Bo kto ma o nią zadbać, jeśli nie studenci? Powołaliśmy więc nowy twór – Komisję Legislacyjną. Przeprowadziliśmy otwartą rekrutację, było dużo zgłoszeń. Wyłoniliśmy przewodniczącego oraz członków komisji spośród najlepszych Stypendystów Rektora z Wydziału Prawa i Administracji. Osoby te w sposób fachowy, merytoryczny sporządzą nasze postulaty do statutu, a w przyszłości również do regulaminu. Nie będę ukrywał, że inne samorządy studenckie proszą nas o pomoc w opiniowaniu wniosków czy pozostałych dokumentów. Bardzo mnie cieszy, że udało nam się w tak krótkim czasie utworzyć strukturę, która jest chwalona i stawiana za wzór. Osobno założona została również Komisja Prawna. Małgorzata Poszwa, jej przewodnicząca, pomaga studentom doraźnie, gdy zwracają się do niej z delikatnymi kwestiami prawnymi, wymagającymi tego, by rozwiązać je na osobności. Czuję dumę, że studenci chętnie przychodzą do nas z problemami. Mamy jeden z najlepszych Wydziałów Prawa w Polsce, więc dlaczego by z tej zalety nie korzystać? Zawsze mówię, że dobry przewodniczący to przewodniczący świadomy swojej niewiedzy, swoich braków. Bo one nie są powodem do wstydu.

Jakie jeszcze cechy czynią według Ciebie liderem, kimś odpowiednim na to stanowisko?
Każdy z nas obawia się negatywnej oceny. Dlatego ludzie boją się pytać o rady, zgłaszać po pomoc. Przewodniczący nie powinien tego unikać. Powinien słuchać, pytać i wyciągać wnioski. Tak jak wspomniałem, powinien być świadomy swoich możliwości oraz swoich wad. Wyszedłem z inicjatywą, by samorząd „miał twarz” – żeby studenci nas kojarzyli. Od czasów szkolnych mam w zwyczaju podchodzić do innych i zadawać pytania. Zawsze mówię, że jestem trochę takim leszym – zagaduję wędrowców (zaznaczam, że chodzi o dobre, nieatakujące podróżnych wcielenie tego ducha). Jak to wygląda? Zbliżam się do grupek studentów i podpytuję, co sądzą o naszej działalności, o nowym statucie, o łączeniu wydziałów, o Balu Studenta czy co wiedzą o samorządzie. Po prostu wychodzę do ludzi. Powołałem nawet pełnomocnika, Mateusza Tokarczyka, który jest moją prawą ręką w Cieszynie. Odległość stanowi kłopot, więc sprawy cieszyńskie załatwia Mateusz. Nie jest to mój autorski pomysł. Zapożyczyłem go od władz uczelni, bo w jej strukturach również funkcjonuje osobny kanclerz. Jesteśmy studentami, więc dbamy o studentów i wszystko robimy dla nich. Leży mi na sercu także dobro pierwszorocznych. Mam przekonanie, że jeśli zainwestujemy w pozytywną energię, miłość i zrozumienie, to oddadzą je oni z nawiązką. Czy to nam – samorządowi – czy to po prostu uniwersytetowi. Wszyscy na tym skorzystają.

Mówisz o empatycznym podejściu do studentów, natomiast studenci nie zawsze wykazują podobną serdeczność wobec samorządu. Krytykują Wasze decyzje, np. dotyczące godzin rektorskich. W jaki sposób sobie z tym radzisz? Gdy otrzymuje się pozytywną energię, to chce się taką samą oddawać. A co, gdy otrzymuje się tę negatywną?
Pokora. Weryfikacja działań, uderzenie się w pierś – czy rzeczywiście pewne decyzje zostały podjęte właściwie. Planuję zorganizować konsultacje społeczne dla chętnych w sprawie np. indeksów elektronicznych czy ujednoliconej siatki godzin.

Jakie zmiany – oprócz konieczności uchwalenia nowych aktów prawnych – pociąga za sobą Ustawa 2.0?
Na pewno jedną z ważniejszych reform jest wprowadzenie reprezentanta do Rady Uczelni. Ma nim zostać Przewodniczący Samorządu, czyli w tym przypadku ja. Rada Uczelni to nowy twór, który będzie odpowiedzialny za strategię uniwersytetu, a także za powoływanie kandydatów na rektora. Ze studenckiej perspektywy to niezwykle ważna zmiana, prawda? Tutaj powinno się mówić nie tyle o społeczności, co o wspólnocie uniwersyteckiej.

No właśnie! Przechodzisz w ten sposób do kolejnego zagadnienia. W kontekście projektu ProspectUS, którego celem jest utrzymanie pozycji uczelni jako uniwersytetu badawczego, nowym substytutem wyrażenia społeczność akademicka stał się wyraz wspólnota. W jaki sposób taka semantyczna zmiana przełoży się na rzeczywistość samorządu, do którego – jak często się powtarza – należą tak naprawdę wszyscy studenci?
Odtąd chodzi nie o społeczność akademicką, konkretnego wydziału (np. studentów Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska), tylko o wspólnotę uniwersytetu ogółem. Czyli: „studiujemy na Uniwersytecie Śląskim”. To takie zagraniczne podejście: gdzie studiujesz? Na Cambridge. Albo na Harvardzie. Czy ktoś pyta o to, co studiujesz na tym Harvardzie, na jakim wydziale, w której katedrze? Wydaje mi się, że do tego dążymy, żeby mówić: „studiuję na UŚ-u” lub: „skończyłem UŚ”. Nasze – samorządu – podejście do studentów nie zmieni się w żaden sposób. Bo czy to społeczność, czy wspólnota, choć rzeczywiście różnią się definicją, to mianownik jest ten sam: student. Powyższe hasło może się przełożyć na organizację większej liczby konferencji bądź wydarzeń kulturalnych kierowanych, jak sama nazwa sugeruje, do całości wspólnoty, do całości uniwersytetu, a nie poszczególnych wydziałów.

Czy wykrystalizowały się wobec tego już konkretne plany na najbliższe miesiące, na najbliższy rok?
Chcielibyśmy zadedykować ten rok zdrowiu. Przyświeca nam pomysł, by zaktywizować studentów do zdrowego trybu życia. Dlaczego by nie zrobić dyżurów samorządu studenckiego pod chmurką? Czemu by nie wystawić leżaków czy puf i posiedzieć, porozmawiać razem o życiu, o studiowaniu… wyjść do ludzi po prostu? Może uda się podjąć współpracę z firmami, zaprosić dietetyków na uniwersytet. Chcemy zachęcić do analizy swoich nawyków. Nie ma słowa o zmuszaniu, bo zmiany powinny być dobrowolne. Na pierwszym miejscu stoi wewnętrzna potrzeba. A od tego jest samorząd. Od aktywizowania studentów, od inicjowania pewnych rzeczy. To będzie Rok Zdrowia.



Tekst: Dominika Gnacek

Artykuł pochodzi z magazynu „Suplement” (maj/czerwiec 2019).

Post dodany: 28 lipca 2019

Tagi dla tego posta:

Dominika Gnacek   samorząd   Uniwersytet Śląski   Łukasz Grabolus  

Używając tej strony, zgadzasz się na zapisywanie ciasteczek na Twoim komputerze. Używamy ich, aby spersonalizować nasze usługi i poprawić Twoje doświadczenia.

Rozumiem, zamknij to okno