facebook

Wpisz wyszukiwaną frazę i zatwierdź, używając "ENTER"

Czterdzieści i cztery

Jest coś takiego, co naprawdę Cię denerwuje. No, jest – przyznaj się. I tak czyta się zawsze w samotności swego umysłu (prawda, nieprawdaż?), więc nikt nie zauważy, jak potwierdzisz. Tylko wypowiedz w myślach ciche, cichuteńkie „tak, ależ mnie to, orzeszku włoski, irytuje!”.

Mnie denerwuje to samo! Dasz wiarę? To samo. Ach, tyle nas łączy! Razem możemy coś z tym zrobić! Obiecuję Ci! Ty masz w sobie więcej siły, więc staniesz się najważniejszy, a ja będę tylko podszeptywać Ci do uszka. Razem możemy wszystko. My! My! My! My! Ty i Ty, i Ty, i Ja. My to już więcej, My to już siła, My – razem, My – Wspólnota. Oni są przeciwko nam. To przecież ich wybór. Przecież zawsze mogli być z nami. Z nami mogli być, ale wybrali inaczej. Inaczej wybrali. Ich nienawiść musi odejść! Ich nienawiść musi odejść! Won im! Bracie, siostro, mój towarzyszu, towarzyszu podróży, towarzyszu niedoli, naszej niedoli – Ty nie dasz rady? Ja to tam prosty człowiek jestem. Ale słuchaj. Tu trzeba dodać trochę płaczu, smutku trochę, lamentu, bo wiecznie przegrywamy, ale kiedyś powstaniemy, teraz powstajemy, bośmy wybrani! My mamy ideę. Uzupełniamy się jak Grecja i Rzym. Ale pamiętaj – to też nasi bliźni. Co oni mogą za siebie, że patrzą w złą stronę? Gdyby patrzyli w dobrą, nie trzeba by ich było nawracać. A wiesz… miałem sen…

I Mickiewicz, jak Rejtan, rozdziera swą ostatnią koszulę w Mesjaszach, na scenie Teatru Zagłębia. Choć koszula początkowo nie pozwala się rozerwać. Rozrywa się też kurtyna, nasza własna zasłona pęka i przez moment możemy zauważyć sens tego świata, klątwę – że choćbyśmy chcieli być obok czegoś, to i tak tkwimy w czymś innym. Nieustannie walczymy i pamiętamy, pamiętamy i walczymy. Walczymy, bo pamiętamy, i pamiętamy, bo walczymy. Walczymy z innymi, bo walczymy z samym sobą, i walczymy z samym sobą, bo walczymy z innymi. Z tym, że ktoś jest za, a ktoś przeciw. Z tym, że ktoś nie jest ani za, ani przeciwko. Nie jesteśmy w stanie się uwolnić, uciec. Wściekamy się z niemożności wyjścia z koła pełnego innych kół, na których orbity wkraczamy w miejscach ich przecięć. Ale nigdy się nie poddamy i zawsze będziemy próbować.

Jak jeden z sierżantów biorących udział w powstaniu listopadowym, tak i Polak stara się nigdy nie zapomnieć o ranach, stygmatach Narodu. Koniec końców sierżant mówi, że to wszystko jeden wór, godzi się na stanowisko i zapłatę, a kulę, która zraniła go w głowę (przeszła przez hełm i utknęła w jego czole), pozwala złożyć w specjalnej pamiątkowej szkatułce. Nieustannie krwawiąca dziura w głowie ma mu przypominać, przy-po-mi-nać, bo cierpienie i pamięć o cierpieniu to obowiązek, najwyższa cnota. A jeśli rany się goją, należy je na powrót rozdrapać. A jeśli wydaje się, że wszystko już jest dobrze, to spada na nas Katastrofa. Nasz krzyż.

A co, jeśli paradygmat romantyczny wcale nie umarł? Przecież nie skończył się wraz z wiekiem XIX. Pamiętajmy, że nawet jeśli schowaliśmy go w XX wieku do lamusa, to on wciąż tam jest (taka już zasada istnienia lamusa). I czeka. Może, jak ogłosiła (z czym oczywiście się zgadzam) Maria Janion, obserwowaliśmy jego zmierzch. Może jednak stoimy i czekamy na świt, patrząc na ledwie tlące się zielone światełko nadziei, matki głupich (zob. wszystkie definicje słownikowe wyrazu głupi – również u W. Doroszewskiego), która nigdy nie umiera, a jak już, to ostatnia.

Mesjasze rozpoczynają się spokojnie – nikt nigdy nie podejrzewa na samym początku, że dojdzie do wybuchu. W pewnym momencie coś zaczyna zwiastować kataklizm, aż w końcu ciemne chmury nadciągają z każdej strony, nieubłagana burza nie chce się zakończyć, a „Bóg nas opuszcza”. Koniec końców pojawia się cisza wymodlona ostatkami sił i wycieńczeniem. A po tej ciszy widownia wstaje i nagradza aktorów gromkimi brawami (nie bez przyczyny – bo za wyśmienity spektakl). Niektórzy zaś wstają, bo przed nimi wstali inni. Skoro inni wstali, to my też chyba powinniśmy. Powinniśmy? A co, jeśli mesjanizm to nasz krzyż?

Tekst: Monika Szafrańska
Na zdjęciu: „Krzyk”, Edvard Munch.

Post dodany: 6 marca 2019

Tagi dla tego posta:

felieton   Mesjasze   Monika Szafrańska   sztuka   teatr   Teatr Zagłębia  

Używając tej strony, zgadzasz się na zapisywanie ciasteczek na Twoim komputerze. Używamy ich, aby spersonalizować nasze usługi i poprawić Twoje doświadczenia.

Rozumiem, zamknij to okno