facebook

Wpisz wyszukiwaną frazę i zatwierdź, używając "ENTER"

Czarny koń triumfuje!

Sześć dni i ponad czterdzieści wydarzeń. Osiemnaście pełnometrażowych filmów, siedemdziesiąt dwie krótkometrażowe animacje, sześćdziesiąt dziewięć wideoklipów oraz trzydzieści trzy gry wideo. Tak wyglądał Ars Independent Festival 2017!

Na co się wybrałyśmy i co obejrzałyśmy? Jak wrażenia z pierwszego spotkania z Festiwalem? Czy będzie pierwsze, a zarazem ostatnie? Które animacje najbardziej spodobały się jednej z nas? O tym chcemy Wam opowiedzieć. I już od razu zapraszamy na kolejną edycję Festiwalu, bo warto!

Karolina Donosewicz: Mój pierwszy raz… na Ars Independent!
O tak! Tegoroczna edycja Ars Independent Festival była moją pierwszą i powiem Wam – nie zawiodłam się. Kiedyś uważałam, że ta impreza jest przeznaczona tylko dla osób, które szczególnie interesują się filmem, są znawcami gier, muzyki i wszystkiego, co ultrahipsterskie. Nigdy jeszcze chyba tak bardzo się nie pomyliłam. Wkraczając do Miasta Ogrodów, gdzie do odebrania była moja akredytacja medialna, poczułam, że właśnie tu miałam być. Dookoła otaczali mnie uśmiechnięci ludzie, pełni chęci wchłaniania dotąd niezbadanych, nowych form sztuki.

I ja odbyłam tę magiczną podróż. Spacerując po Katowicach, odwiedzałam różne punkty kultury, w których można było znaleźć rozmaite atrakcje zorganizowane przez Ars Independent. Jeszcze przed przyjazdem do miasta obiecałam sobie, że obejrzę na Festiwalu film, którego jeszcze nie widziałam i który będę wspominała w kontekście całej imprezy. Padło na repertuar Kina Kosmos przy Sokolskiej. Jako że uwielbiam klimaty japońskie, padła decyzja – Perfect Blue. Weszłam do przestronnej i pięknie wykończonej Sali Nostromo. Usiadłam na swoim miejscu, a chwilę potem na środku pomieszczenia, tuż przed ekranem, pojawiła się drobnej postury osoba, która powiedziała parę słów o tytule i życzyła nam udanego seansu. Film był naprawdę ciekawy, choć fabuła nie zaliczała się do tych prostszych w odbiorze. Po projekcji widać było na twarzach widzów zmieszanie i konsternację. To samo tyczyło się mnie, bo dopiero po rozmowie ze znajomym, który również wybrał się na seans, zrozumiałam ostatnie sceny Perfect Blue. Niemniej zachęcam do obejrzenia, bo film, kolokwialnie mówiąc, „lasuje mózg”.Po seansie udałam się do restauracji Drzwi Zwane Koniem, gdzie zapowiadano wystawę Jak skutecznie jabłko?. Dla niewtajemniczonych: tak, to wystawa nawiązująca do tych dziwnych filmów na YouTubie, po których widz zaczyna zastanawiać się nad sensem swojego istnienia. Mimo niekonwencjonalności i nietypowego charakteru wyszła ona bardzo ładnie i widać było, że twórcy bardzo się do niej przyłożyli. W samych Drzwiach Zwanych Koniem odbywało się wiele różnych innych atrakcji – wystawy, spotkania, koncerty… Dzień festiwalowy bez odwiedzenia Warszawskiej to dzień stracony!

W samym Mieście Ogrodów przy pl. Sejmu Śląskiego 3 znalazło się mnóstwo atrakcji, których żaden maniak gier nie mógł przeoczyć. Ja akurat trafiłam na Nocną Giełdę Gier Wideo – odbywała się ona w głównym holu. Każdy chętny mógł spróbować swoich sił w grach tworzonych przez niezależne studia lub samodzielnych twórców. Była to również okazja do poznania twórców gier – mnie udało się porozmawiać z twórcami Indygo z Pigmentum Studio.

W tym samym budynku mieściła się także sekcja Czarny Koń Gier Wideo. Goście mogli tam przetestować i ocenić gry biorące udział w konkursie. Prócz tego odwiedziłam również wystawę Najgorsze Gry Świata – aż dziw, jakie tytuły można było tam znaleźć. Przypadkiem nawet natrafiłam na otwartą jeszcze – mimo późnej pory – wystawę Muzeum Historii Komputerów i Informatyki, więc i tam jeszcze mogłam powbijać trochę leveli.
Zanim się jednak się obejrzałam, było już tak późno, że musiałam zbierać się do domu. Mimo to naprawdę cieszę się, że mogłam uczestniczyć w tak niesamowitym wydarzeniu, jakim jest Ars Independent Festival. Mam nadzieję, że również za rok będę mogła wziąć w nim udział i stać się częścią tej wielkiej imprezy!

Monika Szafrańska: Krótkie, ale treściwe     
I mnie zachwyciła tegoroczna edycja „Arsa”. Jako fanka festiwalowych animacji postanowiłam wybrać się na nie również w tym roku. Jednak aby nie czynić tego po omacku, zapoznałam się z planem każdego z setów. Naprawdę warto, zwłaszcza że każda z animacji jest nieoczywista i niezależna. Tegorocznym krótkometrażówkom trudno wyznaczyć, jak pisze w programie Natalia Kaniak, kierunek inny niż wszystko, co mówi ZAGUBIENIE. Zgadzam się z tym w stu procentach. Czasem widz zasypywany był metaforami, innym razem doświadczał zaś bolesnej dosłowności i konkretnego, jednoznacznego przekazu.q

Moje serce zdobyła dwuminutowa animacja Rozmowy, wyreżyserowana przez Emiliję Juze. Można było zrozumieć ją bez słów, bo takie rozumienie jest chyba najdoskonalsze. Zwerbalizowana nie była też sama animacja. Podpisuję się pod opisem Patrycji Muchy, która napisała w programie, że autorka w ascetycznej formie w satyryczny i groteskowy sposób udowodniła, że w niektórych sytuacjach milczenie komunikuje o niebo więcej, niż nam się wydaje. Czyż nie jest to prawda? Te kilka scen, kolorowych milczących postaci, przedmiotów i przestrzeni pozwoliło na dokładniejszy i głębszy przekaz niż setki wyrazów, które co dzień wyrzucamy z ust w celu lepszego wytłumaczenia (się). Czasem coś wyraża więcej niż tysiąc słów, a odpowiednio pomilczeć też trzeba umieć.

Również Widzenie w reżyserii Jade Evans staje się symbolicznym przekazem. To dwuminutowa opowieść o ojcu. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, jednak mężczyzna może komunikować się ze swoim synem jedynie za pomocą rozmów wideo i tylko o ściśle określonej porze, której wyczekuje. Jego życie – zacienione, szare, bezbarwne – zostaje na parę minut oświetlone barwnym ekranem monitora. To „więzienne” widzenie, o którym syn prawdopodobnie nie ma pojęcia, bo ojciec podczas rozmowy starannie ukrywa swoje uczucia, eksponując jedynie radość i zainteresowanie, zarazem zakłada i zrywa maski, jakie człowiek chce albo musi na siebie założyć. To nie trwająca dwie minuty dramatyczna mikroopowieść, ale ciągnący się przez wieczność dramat ludzkości.

 

Autorki tekstu: Karolina Donosewicz, Monika Szafrańska
Autorka fotografii: Karolina Donosewicz

Post dodany: 7 października 2017

Używając tej strony, zgadzasz się na zapisywanie ciasteczek na Twoim komputerze. Używamy ich, aby spersonalizować nasze usługi i poprawić Twoje doświadczenia.

Rozumiem, zamknij to okno