facebook

Wpisz wyszukiwaną frazę i zatwierdź, używając "ENTER"

Ciało największym wrogiem

Piosenka Petera Gabriela My Body Is a Cage zawsze była dla mnie ciekawym punktem odniesienia w kwestii postrzegania własnego ciała. Z jednej strony to my dysponujemy możliwością wyłącznej kontroli nad nim, z drugiej zaś… nie mamy jej wcale. Czasem by się o tym przekonać wystarczy jeden mały błąd, innym razem lata zaniedbań i przekonanie o tym, że jesteśmy niezniszczalni, że przecież choroba nie ma do nas dostępu. 

Podejmowanie rozważań co do samego procesu chorowania jest niezwykle trudne, tym bardziej cieszy sposób w jaki temat ten został podjęty w książce Bellevue Ivany Dobravkovovej.

Oto pewnego dnia odważna i pełna energii nastolatka Blanka przyjeżdża do francuskiego ośrodka Bellevue, aby jako jedna z tutejszych wolontariuszek pomagać w opiece nad nieuleczalnie chorymi rezydentami, przy okazji nawiązując nowe relacje i zdobywając doświadczenie. Można więc przypuszczać – historia jakich wiele. Tym co wyróżnia tę powieść na tle innych jest sposób, w jaki z perspektywy głównej bohaterki ukazany został obraz zmieniającego się ciała przez naznaczającą je coraz bardziej chorobę. Blanka jako przedstawicielka personelu ośrodka musi swoim podopiecznym pomagać w najdrobniejszych czynnościach – od karmienia, ubierania aż po wypróżnianie się. To sprawia, że dziewczyna zmuszona jest przełamać barierę wstydu, co zwłaszcza na początku wiąże się z poczuciem upokorzenia i naruszania czyjejś prywatności, dobrze widać to również z perspektywy samej osoby chorującej, dla której ciało jest niczym innym jak klatką. Klatką, z której już nigdy nie będzie możliwości wydostania się. Tym samym autorce książki sprytnie udaje się uniknąć tego przed czym przestrzegała Susan Sontag w swoim eseju Choroba jako metafora, czyli romantyzacji czy też nadmiernej poetyzacji choroby. Choroba to stan wyjątkowy, niekomfortowy zarówno dla pacjenta jak i jego opiekuna, momentami wręcz obrzydliwy.

„Kiedy wreszcie przewróciłam Serge’a z powrotem na plecy, przyglądał mi się trochę przestraszony, a ja stwierdziłam, że właściwie nie mam mu już nic do powiedzenia, czułam się dość podle, jakby ta przygoda z pieluchą poniżyła nas oboje, parę razy próbowałam jeszcze zagadać: «który dać panu podkoszulek?» albo «gdzie ma Pan maszynkę do golenia?», Sarge jednak nigdy nie odpowiadał na moje pytania tylko zaniepokojony obserwował jak bałaganię w jego pokoju. Byłam coraz bardziej skonsternowana i przerażona, między innymi z powodu jego niechęci do współpracy, nie pamiętałam co dokładnie zrobić, w jakiej kolejności i o czym pod żadnym pozorem nie zapomnieć.”

Ten krótki fragment pokazuje nie tylko codzienne zmagania w pracy Blanki, ale też styl prowadzenia narracji w całej książce przywodzący na myśl strumień świadomości. Sposób postrzegania świata przez bohaterkę w miarę trwania akcji książki staje się coraz  bardziej chaotyczny, co też ma swoje odzwierciedlenie w tym, jak dziewczyna zaczyna spoglądać na własne ciało oraz na innych współpracowników. Każdy z nich patrzy na pacjentów nieco inaczej. Jedni podchodzą do podopiecznych z ogromną dozą empatii i cierpliwości, inni czerpią widoczną przyjemność z posiadania władzy nad chorym. A biorąc pod uwagę fakt, że Blanka wciąż jest jedynie nastolatką, niewinnym dzieckiem, nie powinien dziwić fakt, że sama z czasem staje się ofiarą nieprzyjemnych doświadczeń.

„W ostatnim czasie niezbyt dobrze się czuję, ogarnia mnie lęk, który chwilami jakby ustępuje, ale zwykle towarzyszy mi taki strach, czy jak to nazwać, boję się, że zmienię się w kalekę na wózku, że będę sparaliżowana, że w nocy się… no posikam, wie pan, jak to oni, kiedy na nich patrzę, to okropne, nie mogę patrzeć (…) czuję ją w tych murach, gęstą nienawiść, która napędza mi strachu, dosłownie czuję jak wszyscy mnie tu nienawidzą, jak mi źle życzą, ci chorzy, jak mają mi za złe, że nie jestem niepełnosprawna, jak pomstują… z powodu zdrowia, tego, że jestem w stanie chodzić na własnych nogach… niekiedy przyjeżdżają mi wózkiem po stopie celowo, wiem, że robią to naumyślnie…”

Zwykle jestem sceptyczna wobec zestawiania ze sobą klasyki literatury z nowo wydaną  powieścią. Najczęściej nie jest to nic innego jak zmyślny zabieg marketingowy. W tym przypadku z tyłu książki możemy znaleźć opis odnoszący się do Szklanego klosza Sylvii Plath, i choć z mojej perspektywy jest to nie do końca trafne porównanie, chociażby ze względu na zupełnie inną warstwę narracyjną, to istnieje jedna, maleńka łącząca je nić. Jest nią osoba głównej bohaterki, która będąc przekonaną o tym, że jest w stanie poradzić sobie w każdej sytuacji, w konsekwencji zaczyna walczyć przede wszystkim z samą sobą. Nie jest prawdą, że człowiek to istota nadrzędna ponad wszystkimi innymi, że zgodnie z założeniami filozofii antropocenu ujarzmił naturę i wszystko wokół siebie. Książka w dobitny sposób pokazuje, że tak naprawdę nie jesteśmy w stanie poskromić nawet samych siebie, gdyż w momencie pojawienia się choroby często nie jesteśmy w stanie zbyt wiele zrobić. Możemy jedynie działać doraźnie i czekać. 

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Książkowe Klimaty.


Tekst: Karolina Rutkowska

Post dodany: 22 czerwca 2021

Używając tej strony, zgadzasz się na zapisywanie ciasteczek na Twoim komputerze. Używamy ich, aby spersonalizować nasze usługi i poprawić Twoje doświadczenia.

Rozumiem, zamknij to okno