facebook

Wpisz wyszukiwaną frazę i zatwierdź, używając "ENTER"

And the winner is…

Festiwale, nagrody, statuetki.  Blaski reflektorów, bycie w centrum uwagi, uczucie zwycięstwa. Miło być zarówno biernym obserwatorem, jak i czynnym uczestnikiem takich wydarzeń.

Od dłuższego czasu zastanawia mnie fenomen publicznego nagradzania jednostki (bądź organizacji) za „wybitne osiągnięcia” z danej dziedziny.  Często bywam negatywnie zaskoczony werdyktami decydentów przyznających pierwsze miejsca. Niemniej jednak, warto przyjrzeć się zjawisku, zwłaszcza na kilka tygodni przed najważniejszymi corocznymi ceremoniami rozdania nagród. Chciałbym podzielić się z Wami, Czytelnicy, swoimi przemyśleniami.

Z miłości do gwiazd
Największe zainteresowanie opinii publicznej wzbudzają wydarzenia, gdzie laury zbierają celebryci. Pełne przepychu gale, gdzie z ekranu aż bije blask drogich materiałów i szlachetnych kamieni. Wygląda to groteskowo, sztywno, trąci myszką, a w dodatku jest całkowicie nieszczere. Mimo spadku zainteresowania tego typu wydarzeniami, wciąż mają one szerokie grono wielbicieli. Filmowe Oscary, muzyczne Grammy czy piłkarska Złota Piłka to kontrowersyjne, ale lubiane i szeroko komentowane konkursy. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, iż szarych ludzi wyjątkowo one interesują. My, oczywiście bardziej roztropni, możemy wypominać im uleganie urokowi wielkich uroczystości. Mimo to sami lubimy dyskutować kto zdobył dane trofeum. Zdarza się, że zazdrościmy zwycięzcom. Najlepiej jednak pozostać z boku, być jedynie świadkiem mającym całkowicie obojętne odczucia.

Niewłaściwy człowiek
Mam wrażenie, że większość wyróżnień przyznawanych współcześnie to jawna kpina z całego pierwotnego ich założenia. Jury konkursów, osoby rzekomo decyzyjne, kompletnie rozmijają się z obiektywizmem, który powinien przyświecać całej idei nadawania zaszczytów, wyłaniania laureatów. Nie chcę przytaczać jaskrawych przykładów, takich jak Pokojowa Nagroda Nobla (gdzie każdy wybór jest podawany w wątpliwość), czy Konkurs Piosenki Eurowizji (w przypadku którego cała formuła wyłącza traktowanie go poważnie). Podobnie nie zamierzam przypominać sobie każdego przypadku „zamienienia kopert”, gdy osoba czytająca nazwisko zwycięzcy, pomyliła się na jego niekorzyść. Zamiast tego ogólnie stwierdzam: nie zgadzam się z wyborami gremium ludzi o niejasnych intencjach. Obowiązuje teraz hierarchia „równych i równiejszych”, przez co zdobywcami pierwszych miejsc bywają osoby nie wyróżniające się talentem, a np. poglądami politycznymi. Inny absurd stanowi tworzenie sztucznych kategorii nagród, tylko by przypodobać się określonym środowiskom. Prowadzi to do obrzydzenia stosowania systemu nagradzania w codziennym życiu. Inną smutną konsekwencją braku bezstronności w przyznawaniu miejsc na podium jest niemożność powoływania się na czyjś autorytet. Wówczas osoby będące nawet rekordzistami w „byciu najlepszym”, okazują się całkowicie niegodne wszelkich zaszczytów.

Kiczowata tragifarsa
Skoro już mowa o uczestnikach wystawnych konkursów, rozgrywek o puchary, ścigających się o medale czy złote posążki, to nie można nie pochylić się nad ich zachowaniem tuż po ogłoszeniu wyników. Przyjęte ogólnie zasady, dziękowania za zdobyte honory, zaczynają być już co najmniej śmieszne. Na scenie pewien gwiazdor kina, czempion sportu czy muzyczny wirtuoz, przeprowadza kilkuminutowy wywód, składający się wyłącznie ze słowotoku wyrazów wdzięczności i wciskania pustych frazesów. „Bez was to, co osiągnąłem byłoby niemożliwe” – po wymienieniu już wszystkich niezbyt zaangażowanych w zwycięstwo podmiotów, jest to jeden z klasyków. „Dziękuję firmie X oraz prezesowi firmy Y” – to kolejny z nich; przecież sukces ma wielu ojców, najczęściej sponsorów. Skończę tu swoje kąśliwe uwagi dotyczące manii pozdrawiania wszystkich krewnych i znajomych. Przejdę teraz do dużo bardziej niepokojących, a jednocześnie żałosnych, sytuacji. Bywa, że nasz wielki wygrany lubi politykę troszkę za mocno. Gdy jednocześnie ma siebie za znawcę tematu, dochodzi do naprawdę ciekawych incydentów. Jeden może przesadzić w stronę obrażania oponentów (to w przypadku plebiscytów organizowanych przez ideologiczne skrajności), drugi zaś – równie zabawny jegomość – traktuje wygłaszanie przemowy jak przekazywanie manifestu, a nawet tworzenie happeningu. Jakie mogą być tego konsekwencje? Zwykle pozytywne. Powszechnie taka osobistość z miejsca będzie szanowana, cytowana w mediach, zdobędzie szacunek. Nieistotne były jej zamiary, liczy się efekt! Innym razem, zamiast bawić się w konflikt światopoglądowy, ktoś może wybrać prowadzenie prywatnej wojny. I tak może odmówić przyjęcia nagrody, wyrazić dezaprobatę z zajętej niskiej lokaty albo, co najlepsze, zwymyślać organizatora. Takie kompromitacje na szczęście zwykle nie uchodzą im na sucho.

A Wy? Śledzicie namiętnie gale rozdań nagród, czy nie obchodzą Was one wcale? Zapraszam do refleksji!


Tekst: Paweł Zberecki

Post dodany: 9 marca 2019

Tagi dla tego posta:

festiwal   gala   kutura   nagroda   Paweł Zbercki   popkultura  

Używając tej strony, zgadzasz się na zapisywanie ciasteczek na Twoim komputerze. Używamy ich, aby spersonalizować nasze usługi i poprawić Twoje doświadczenia.

Rozumiem, zamknij to okno