facebook

Wpisz wyszukiwaną frazę i zatwierdź, używając "ENTER"

#WstydźSię!

Wstyd to emocja, której nikt z nas nie chce odczuwać zbyt często, prawda? Mimo tej niechęci znamy ją jednak wszyscy, i to lepiej, niż byśmy chcieli. Bolesne i nieprzyjemne uczucie, zwykle towarzyszące nam jeszcze długo po tym, gdy wywołująca je sytuacja odeszła, przynajmniej teoretycznie, w niepamięć. W praktyce jest jednak inaczej – nie zapominamy.

Przyznam szczerze, że ten tekst miał być na początku recenzją książki Jona Ronsona – walijskiego dziennikarza, prezentera radiowego oraz autora mającego na swoim koncie takie dzieła jak: Czy jesteś psychopatą? oraz Człowiek, który gapił się na kozy – wydanej przez Wydawnictwo Insignis i noszącej wdzięczny tytuł #WstydźSię!. Nie jest to opracowanie naukowe, a publicystyka, pomimo to (a może właśnie dlatego) porusza ona temat ważny i niezwykle aktualny. Zwłaszcza w dobie internetu i niemal nieograniczonej możliwości wypowiadania się. Facebook, Instagram, Twitter, Snapchat, ogrom blogów i cała masa niewymienionych przeze mnie zakątków sieci – to wszystko pozwala nam podzielić się swoimi myślami, żartami i opiniami. Jest też potencjalnym pręgierzem, o tym jednak za moment.

Zamknijcie oczy i spróbujcie przypomnieć sobie sytuację, w której kiedyś poczuliście się przez kogoś zawstydzeni. Na akademii w przedszkolu nie byliście w stanie wydusić z siebie wierszyka, którego uczyliście się pilnie przez ostatnie dni? Dzieci z równoległych grup wpatrywały się w was z rosnącym rozbawieniem, a rodzice, dziadkowie i wychowawczyni uśmiechali się ze zrozumieniem, co odebrało wam już resztki odwagi? Pewnie wciąż, na samo wspomnienie, czujecie palące policzki i ogarniające uczucie porażki. Ja bym czuła. To był ten moment, w którym niejedna kariera aktorska legła w gruzach i to jeszcze zanim zdążyła się rozwinąć na dobre. Co gorsza, żaden ze świadków tej klęski nie chce wyrzucić jej z pamięci, na rodzinnych imprezach opowiadając o tamtej sytuacji z zapałem godnym lepszej sprawy.

Każdy z nas ma chwile, które chciałby wymazać ze swojego życiorysu i udawać, że nic się nie stało, że ich tak naprawdę nie było, to tylko zły sen. To zrozumiałe. Prawda jest jednak taka, że im więcej jest świadków naszego niepowodzenia czy pomyłki, tym więcej osób będzie nam ją wypominać. Co zatem w chwili, w której swoją gafę popełniamy w… internecie? Szczerze? Mamy przechlapane po całości. Pamiętajmy, że w sieci nic nie ginie: każde nasze głupie zdjęcie zostanie gdzieś w odmętach tego oceanu danych, każdy nasz komentarz i opinia wyrażona na blogu czy w mediach społecznościowych zostanie tam już na zawsze.

Pójdźmy o krok dalej i wyobraźmy sobie, że nieopatrznie wrzucimy na swój profil na Instagramie głupią fotkę, dla nas będącą niewinnym żartem, jednak dla kogoś innego stanowiącą dowód na to, że utożsamiamy się z jakimiś skrajnymi przekonaniami: rasizmem, homofobią, antysemityzmem, mizoginią i innymi równie niepożądanymi. Zdjęcie wędruje dalej, udostępniane przez kolejne osoby na forach, blogach czy przeróżnych grupach na Facebooku, a nam, bez naszej wiedzy, przykleja się określoną łatkę. Niewinny żart lub niefortunnie wyrażona myśl sprawiają, że w oczach innych ludzi stajemy się kimś, kim nie jesteśmy, a nasze zachowanie zasługuje na napiętnowanie, było bowiem niedopuszczalne.

W tym momencie pewnie się uśmiechacie, myśląc sobie: „Hej, no i co z tego? Mam się przejmować tym, że ktoś obcy źle zrozumiał mój komentarz?! Nie bądź śmieszna”. Następuje jednak efekt kuli śnieżnej – coraz więcej ludzi kojarzy wasze nazwisko. W ten negatywny sposób. Tracicie dobrze płatną pracę, okazuje się bowiem, że pracodawca nie chce być łączony z osobą, wokół której pojawia się tyle kontrowersji. Absurd?! To (i podobne sytuacje) dotknęły bohaterów książki Ronsona #WstydźSie! – źle zrozumiane intencje, niefortunnie sformułowane żarty lub pójście na łatwiznę zrujnowało im życie. Wszystko to, co budowali przez lata nagle legło w gruzach.

Czy można tu w ogóle mówić o winie? Pewnie doszukacie się jej w kilku podanych przez Ronsona przypadkach. Jednak w większości tych sytuacji internauci nie zadali sobie tego pytania, nie pozwolili na to, by osoba „oskarżona” zabrała głos w sprawie. Oto stali się jednocześnie sędziami i katami, a internet okazał się pręgierzem, który już zawsze będzie przechowywał dowody popełnionego „przestępstwa”, ujawniając je każdemu, kto w wyszukiwarkę wpisze nazwisko „skazanego”. Autor nie prawi czytelnikowi kazań mających powstrzymać go przed publikowaniem w internecie czegoś, co mogłoby zostać wykorzystane przeciwko niemu. To nie jest kolejna pozycja poruszająca temat bezpieczeństwa w sieci i zagrożeń, na jakie możemy się tam natknąć.

Ronson podkreśla, to co wielu osobom umyka – wylewający się zewsząd hejt jest zły, a internetowy lincz nigdy nie prowadzi do niczego dobrego. Co więcej, to „my”, a nie jacyś bliżej nieznani „oni” pozwalamy na to, by publiczne upokarzanie było bezkarne – zarówno czynnym uczestniczeniem w  piętnowaniu, jak i biernym tolerowaniem go. Warto się nad tym zastanowić, przecież po drugiej stronie siedzi żywy, czujący człowiek, a my czasem nie zdajemy sobie sprawy z tego, że słowem można głęboko zranić.

 

Autorka tekstu: Martyna Halbiniak

Post dodany: 11 grudnia 2017

Tagi dla tego posta:

#Martyna Halbiniak   Insignis   Jon Ronson   książka   literatura   recenzja   społeczeństwo   wstyd   życie  

Używając tej strony, zgadzasz się na zapisywanie ciasteczek na Twoim komputerze. Używamy ich, aby spersonalizować nasze usługi i poprawić Twoje doświadczenia.

Rozumiem, zamknij to okno