facebook

Wpisz wyszukiwaną frazę i zatwierdź, używając "ENTER"

Wstydliwa sztuka „nie-chce-mi-się”…

…którą skutecznie – i dumnie – praktykuję.

Żyjemy w czasach, kiedy wstydem jest nie chodzenie na siłkę i fitnessy, omijanie vege-barów, jedzenie glutenu, nie mówiąc już o czipsach, piwie i oglądaniu głupich filmów, których nie można szeroko dyskutować na przyjęciach z kawiorem i stuletnią whisky. Uparcie próbuję się we współczesne schematy wpisywać. Z początkiem każdego miesiąca postanawiam nie padać na twarz, gdy po dwunastogodzinnym dniu wpadam wreszcie w kołdrę, nie jeść, kiedy jestem głodna, tylko gdy rozkład dnia nakazuje… Wisienka na torcie – absolutnie koniec z kojeniem smutków i porażek życiowych złocistym bąbelkowym. Po co?

Młodej damie przystoi być wiecznie produktywną i wzorową. Ważne, aby trudności przyjmować i pokonywać z godnością. Każdego dnia dodawać rozdział do pracy magisterskiej i systematycznie powtarzać matriał przerabiany na zajęciach. Trzeba też mieć multum wolnego czasu na oglądanie filmów, seriali, czytanie książek, chodzenie na koncerty, do teatru i muzeum. Romantyczne chwile z drugą połówką spędzać w ciekawych restauracjach z dziwnym jedzeniem, w którym jest wszystko oprócz mięsa, soli, glutenu i mrożonek. Nie zapominajmy o najważniejszym – dzień rozpocząć powinno się krótką przebieżką, po której następuje szklanka ciepłej wody z cytryną, rozruszanie mięśni i pożywne śniadanie bez węglowodanów. Po całym dniu pracy w młodym i przyszłościowym zespole nic tak nie da pozytywnego kopa i energii na jeszcze więcej zajęć niż godzinny trening na siłowni, dwa razy w tygodniu joga, no i może jeszcze zumba, ale to już trochę w ramach czit-deja, bo przecie zakrawa o rozrywkę. Skoro już przy grzeszkach jesteśmy to oczywiście, wszystko dla ludzi! Nikt nie stracił jeszcze followersów na insta od zjedzenia kawałka pizzy na mące razowej z rukolą, burakiem i kozim serkiem, nawet ciasto „czekoladowe” na fasoli w ramach deseru jakoś przejdzie! Gofer? W życiu Warszawy, nie toleruję glutenu. „Nie chodzi o to, że nie lubię, po prostu mój organizm go nie przyjmuje…”.

Z całym szacunkiem dla wszystkich, którzy naprawdę diety praktykują z powinności, mają celiakię czy jakieś inne paskudztwo, które wyklucza im pyszności z jadłospisu, ciężko pracują na swoją pozycję zawodową, a nawet tych, dla których największą miłością jest fizyczny lub umysłowy trening. Mnie się nie chce. Jem ciastka nie tylko od święta, uwielbiam burgery i pizzę na telefon. Na randki chadzam do kina pozajadać popcorn, a po tragicznym dniu płaczę w ramię przyjaciółce, która winem dba o odpowiednie nawodnienie organizmu i włącza „M jak miłość”, żeby mnie rozweselić. Jasne, że chcę być szczuplaczkiem, toteż tańczę i biegam maratony po mieście, śpiesząc z uczelni do pracy i spowrotem, ale czasem już nie chce mi się wieczorem włączać katorżniczych treningów z YouTube’a. Lubię leżeć, jeść kanapki ze śledziem i plotkować. Jestem tylko człowieczkiem. I mam odwagę przyznać, że czasem mi się nie chce.

Autorka tekstu: Agata Skaba

Post dodany: 30 grudnia 2016

Tagi dla tego posta:

Agata Skaba   kobieta   lifestyle   Psychologia   życie  

Używając tej strony, zgadzasz się na zapisywanie ciasteczek na Twoim komputerze. Używamy ich, aby spersonalizować nasze usługi i poprawić Twoje doświadczenia.

Rozumiem, zamknij to okno