facebook

Wpisz wyszukiwaną frazę i zatwierdź, używając "ENTER"

W zapomnieniu

Świat na chwilę zatrzymał się 26 kwietnia 1986 roku. Przegrzany reaktor numer 4 Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej wybuchł, co zapisało się w historii jako największa katastrofa przemysłowa XX wieku.

Choć radzieckie władze starały się ukryć informację o wypadku, dziś, po ponad 30 latach, wiemy na temat tego wydarzenia prawie wszystko. W niezliczonych raportach omówiono z dokładnością (co do sekundy) przebieg katastrofy. Napisano i powiedziano wiele o jej przyczynach oraz skutkach. Przedstawiono oficjalne statystyki bezpośrednich ofiar wybuchu, ale podejmowane są też próby oszacowania liczby narażonych w wyniku promieniowania na rozwój choroby popromiennej, nowotworów czy bezpłodności. Rzadko mówi się natomiast o ludziach, którzy przez katastrofę stracili to, co dla wielu z nich najcenniejsze – domy, mieszkania czy chałupy. Ewakuacja skażonych radioaktywnym opadem terenów została ogłoszona dzień po wybuchu w elektrowni. Niektóre źródła podają, że z samego Czarnobyla, Prypeci, okolicznych wsi i miejscowości zostało wysiedlonych około 350 tysięcy osób. Ze względu na wszechobecne promieniowanie deportowani nie mogli zabrać ze sobą niczego. Musieli pozostawić wszystkie sprzęty, ubrania, kosztowności czy pamiątki. Do dziś widoczne są w Prypeci ślady tej akcji – niektóre rzeczy wyglądają, jakby porzucono je zaledwie chwilę temu. Większość opuszczonych domostw zostało jednak okradzionych, a zdobyte przedmioty szabrownicy sprzedawali potem na targach. Teren zajęty przez promieniotwórcze pierwiastki miał zostać doszczętnie wyczyszczony. Zrównano z ziemią niezliczoną liczbę drzew, przekopano nawet glebę. W niektórych częściach zony, czyli Strefy Wykluczenia wokół Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej, wyburzono też domy. Nikt nie dał prawa do ucieczki zwierzętom. Zabijano dotychczas towarzyszące ludziom koty, psy i trzody, jak również dzikie stworzenia.

Dlaczego?
Ludzie, zwłaszcza ci żyjący na wsiach, nie rozumieli, jakim prawem zostali wyrzuceni z domów. Dlaczego nie pozwalano im jeść własnoręcznie wyhodowanych i wykopanych ziemniaków. Po co zabito jedyną, dającą pyszne mleko krowę. Jak to możliwe, że wyrwano ich z miejsca, w którym się urodzili, wychowywali dzieci i planowali umrzeć. Niektórzy wracali. Mimo oficjalnego zakazu państwa. Mimo tego, że zona została odcięta od cywilizacji. Mimo potencjalnego zagrożenia. Nasuwa się pytanie: dlaczego? Dla nas, ludzi żyjących w strefie komfortu, decyzja o dobrowolnym zamieszkaniu na potencjalnie promieniotwórczym terenie to czyste wariactwo. Wyobraźmy sobie jednak sytuację, w której coś, czego nie umiemy pojąć, w ciągu kilku dni zabiera nam wszystko: rodzinny dom, ukochane zwierzęta, pola dające pożywienie i zarobek, pamiątki po przodkach. Wyrywa nas z dotychczasowego życia i rzuca w nieznane.

Samosioły
Ludność, która po katastrofie postanowiła wrócić do swoich domów, zaczęto nazywać samosiołami. W jednej wiosce żyje ich kilkunastu, w drugiej dwoje, w jeszcze innej jedna osoba. To głównie starsi i schorowani ludzie. Mieszkają najczęściej w starych, bardzo ubogich, rozsypujących się chatach. Nierzadko odcięci od elektryczności, bieżącej wody, innych ludzi. Od tych, którym życia nie zniszczył Czarnobyl. Mieszkanie w zonie było nielegalne. Władza bardzo źle reagowała na powroty przesiedleńców. Rządzący stosowali różne środki przymusu – na przykład odłączali niepokornym wysiedleńcom dostęp do elektryczności. Obecnie są całkowicie obojętni na losy mieszkańców strefy. Samosiołami zainteresował się portal napromieniowani.pl, którego członkowie organizują wyprawy między innymi do Czarnobyla i zony. Przygotowują również zbiórki pieniędzy, a za uzbieraną kwotę kupują mieszkańcom strefy niezbędne rzeczy. O tym, dlaczego napromieniowani.pl postanowili pomagać, mówi założyciel całego przedsięwzięcia Krystian Machnik: – Do pomocy zachęciły nas sytuacje związane z dwojgiem samosiołów – Olgą Juszczenko i Fiodorem Strukiem. Mieszkali w różnych wioskach, ale łączyło ich to, że byli tam jedynymi ludźmi, żyjącymi z dala od wszelkich form pomocy w razie sytuacji awaryjnych. Przypadkiem trafiliśmy na babuszkę Olgę z silnymi i postępującymi objawami udaru słonecznego (nie obyło się bez wezwania pogotowia). Jeszcze gorzej było z dziadkiem Fiodorem, którego chata spłonęła tuż przed nastaniem zimy – choć na miejsce przybyliśmy dopiero po kilku dniach, to… jako pierwsi. Fiodor do tego czasu żywił się orzechami z drzew i jabłkami, które zostały po lecie. Pomogliśmy obojgu i powiadomiliśmy służby w Czarnobylu, wierząc w ich wyrozumiałość. Te również pomogły, ale nie do końca przemyślanie. Bo i po co takiemu Fiodorowi makaron, kiedy nie ma nawet jednego garnka, żeby go ugotować, czy ciepłej kurtki, by zimą wyjść z chaty? Zrozumieliśmy wtedy, że lepiej będzie, jeśli sami się za to weźmiemy. Tak po prostu. Mieszkańcy zony przyjmują ekipę z Polski radośnie, ze łzami w oczach i z niesamowitą wdzięcznością. Goszczą przyjezdnych najlepiej jak potrafią – stawiają na stole skromne zakąski, polewają po kieliszku wódki. Choć nie mają prawie nic, chcą drobnymi kwotami wynagrodzić ekipie ich przysługi, jak robi to wciąż rezolutna, mimo pochylonych przez wiek pleców, babuszka Olga. Ubiegłoroczna zimowa akcja pomocowa dla samosiołów była już trzecią z kolei. Napromieniowani.pl postanowili uwiecznić jej przebieg na filmie dokumentalnym, którego krótkie fragmenty, dzięki ich uprzejmości, przytaczam poniżej.

Tak, jakby tu nieludzie mieszkali”
„(…) To nie mój dom, mój dom jeszcze w 1988 na Podolu zakopano. Tam, gdzie ja się urodziłam, gdzie dzieci rodziłam, wnuki się rodziły. A potem przyjaciele dali nam dom. I tamten też zakopano. Takie powodzenie mieliśmy. A ten dom nam też dali, my go odkopaliśmy. Z mężem remontowaliśmy, ale on już nie żyje” – mówi mieszkająca w samym Czarnobylu staruszka. Na pytanie, ilu mieszkańców zostało w mieście, odpowiada, że ciężko powiedzieć, bo codziennie ktoś odchodzi. Mówi też o braku jakiegokolwiek zainteresowania ze strony władz. O tym, że mimo próśb samosiołów w mieście nie ma nawet punktu aptecznego, gdzie można by było dostać niezbędne leki.

Baba już stara, rada każdemu, kto przychodzi”
Z mieszkaniem w Strefie Wykluczenia wiąże się mnóstwo niedogodności, jednak wielu samosiołom najbardziej doskwiera samotność. Jak mówi babuszka ze wsi Teremsi: „(…) już dużo ludzi umarło. Nogi bolą u ludzi”. Głos jej się załamuje. Na pytanie, czy potrzebuje jakichś konkretnych rzeczy, odpowiada: „Jak mam powiedzieć, co mi potrzebne? Skąd mam wiedzieć?”. Jednak zaraz potem się uśmiecha. „Najważniejsze to jak będziecie, zajeżdżajcie (…) Może zostaniecie, a może nie zostaniecie…” – z jej oczu znów spływają łzy.
Dziarska, mimo 90 lat na karku, staruszka ze wsi Opacziczi przyjmuje uczestników akcji pomocowej z zadowoleniem. Wylewnie dziękuje i życzy ekipie wszystkiego najlepszego. Pokazuje spracowane, pokryte guzami dłonie, opowiada o ciężkiej harówce, jaką musiała wykonywać w młodości. Prosi też jednego z członków ekipy o przeczytanie wiersza: „Jak nas wygonili, to ktoś taki wiersz w Czarnobylu napisał i mi przekazał:

Czarnobylski ból
Opustoszały mieszkania i ulice
I nie ma już na podwórkach dzieci
Tylko szepczą cicho drzewa:
Gdzie się podziali mieszkańcy? Ludzie, gdzie wy?
Miasto kochane stało się niemym
Wszyscy odeszli, nie pożegnawszy się z tobą
Wybacz nam naszą niepewność
My wrócimy do Ciebie, kochane
Przecież nikt nas nigdzie nie wita
I nikt nie rad nam tak, jak ty
Przecież wiesz, że my wszyscy cierpimy
Czekamy na powrót i na Twoje ciepło
(…)
Czy ktoś widział martwe miasto?
To ból serca i duszy”.

Źródła:

S. Aleksijewicz: Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości;
Ostatni ludzie Czarnobyla. (www.youtube.com/watch?v=91kb8HsqIEs).



Tekst: Natalia Sukiennik

Artykuł pochodzi z magazynu „Suplement” (maj/czerwiec 2019).

Post dodany: 28 lipca 2019

Tagi dla tego posta:

Czarnobyl   Natalia Sukiennik  

Używając tej strony, zgadzasz się na zapisywanie ciasteczek na Twoim komputerze. Używamy ich, aby spersonalizować nasze usługi i poprawić Twoje doświadczenia.

Rozumiem, zamknij to okno