facebook

Wpisz wyszukiwaną frazę i zatwierdź, używając "ENTER"

Uczeń elfów

Mateusz jest nic nieznaczącym pachołkiem Baltazara. Musi wykonywać wszystkie jego polecenia i być mu posłusznym w każdej sprawie. Tak się dzieje do czasu, aż Korneliusz uratuje chłopcu życie. Wtedy zaczyna się jego przygoda.

Tak, w skrócie, zaczyna się historia. Mamy dwóch bohaterów, których losy od tej pory się łączą i przeplatają. Mateusz jest jeszcze młodym chłopcem, a Korneliusz czarodziejem, elfem, dyplomatą i reprezentantem miasta Stilgado w jednym. Lepszego nauczyciela – bo właśnie taką rolę odegra przede wszystkim ten drugi – nie można sobie wymarzyć. Jednak poza tym stanie się również przyjacielem Mateusza.

Uważaj na siebie
Tomasz Raksa, autor Korneliusza i Incendium, stworzył świat podobny do tego, który dobrze kojarzymy wielu z innych książek fantasy. Podróże przez ogromne lasy, docieranie do miast przed zamknięciem bram, uważanie na niebezpieczeństwa czyhające po drodze – to jego realia. Nie można tu nie wspomnieć o blechmotach, czyli stworzeniach, których nikt nie chciałby spotkać nawet w ciągu słonecznego dnia. Te stwory chętnie rozerwą na strzępy tak samo krowę, jak i człowieka. Najgorsze jest to, że są trudne do zabicia i stanowią największe zagrożenie w lasach.

Mimo że pojawiają się często, to nie o nich jest ta książka. Po tym jak Mateusz został przed nimi uratowany, porzucił służbę u Baltazara (co nie było tak proste, jakby się mogło wydawać) i stał się uczniem Korneliusza. Wraz z elfem podjął podróż do Stilgada, gdzie rozpoczął naukę pod okiem elfów.

Seria w jednym tomie
Co do samej fabuły to trzeba przyznać, że autor miał świetny pomysł. Po samym opisie znajdującym się na tylnej okładce nabieramy ochoty przeczytać tę lekturę. W końcu zapowiada się naprawdę interesująco.

Mateusz wraz z Korneliuszem – a potem również bez niego – będzie przeżywał różne przygody: od zajęć z wredną profesorką po miłosne zauroczenie. Chłopiec będzie wpadał też w tarapaty i popełniał różne głupstwa, za które zwykle nie otrzyma kary. Prawdopodobnym powodem jest nierozbudowanie niektórych wątków. Choćby nocna wyprawa uczniów szkolących się na czarodziei – czytając ten fragment, oczekujemy jakiegoś zwrotu akcji, na przykład, tego że ktoś ich nakrył na gorącym uczynku albo przynajmniej pojawił się blechmot i ich pogonił. Na nic takiego jednak nie możemy liczyć.

Innym przykładem może być niezdecydowanie autora, czy minął tydzień, czy tylko dzień od przyjazdu bohaterów do Stilgado. Jeśli tydzień, to co działo się przez te dni? A jeżeli tylko jedna doba, to dlaczego Mateusz wiedział, jakie zajęcia, z kim i gdzie będzie miał? Wydaje się, jakby ktoś wyciął bez zastanowienia fragment książki.

Własny styl mówienia
Na temat dialogów również wypada powiedzieć parę słów. Zależnie od czasów, w jakich akcja danej książki się dzieje, oczekujemy innego sposobu mówienia od postaci. To samo zdanie różnie wypowiedzą średniowieczny rycerz i współczesny student. Używają innych słów odpowiadającym ich epoce. Jest to zupełnie naturalne i w lekturach również takie powinno być.

Czytając tę książkę, można czasami odnieść wrażenie, że to mówi autor, a nie postacie. Prawdopodobnie one ujęłyby to w zupełnie inny sposób, który brzmiałby dla nich o wiele bardziej realnie. To nie zmienia faktu, iż w tym świecie bohaterowie mają swój styl porozumiewania się, do którego trzeba się przyzwyczaić. Mimo to w niektórych przypadkach wydaje się on nie na miejscu.

Wiążę się z tym również natłok dialogów, które zupełnie zdominowały akcję. Niektóre rzeczy dałoby się umieścić w opisie. Dzięki temu postacie przestałyby mówić o tym, co robią, a po prostu by to robiły.

Hokus pokus
Świat, w którym pojawia się magia, nie może obejść się bez zaklęć. Sam Korneliusz niejednokrotnie ich używa. Wypowiada niezrozumiałe dla nas słowa, ale po dalszych wydarzeniach wiemy, za co były odpowiedzialne. Taki zabieg jest świetny, bo zostanie czarodziejem wymagało sporo nauki, więc pierwszy lepszy człowiek, czy elf nie mógłby zrozumieć zaklęć.

Jednak pojawiają się też nazwy, które również można by było zamienić na brzmiące obco, np. proszek Swędziwszędzie. Z jednej strony od razu znamy jego funkcję, ale chyba lepiej brzmiałby pod inną, krótszą nazwą. Wówczas wpasowałby się w schemat.

Sykstus i Prim
Rzadko polskobrzmiące imiona dobrze wyglądają w książce. Tomasz Raksa zaryzykował, umieszczając je w swoim dziele, ale ma to swoją zaletę. Elf o imieniu Sykstus, czy Klaudiusz rysuje się w wyobraźni jako ktoś szlachetny – trochę inaczej jest z Andrzejem, ale to taki wyjątek. Nie brakuje też Prima, czy Aslandii, których nie możemy zaliczyć do polskich imion, mimo to pasują do tej historii i nie zaburzają jej.

Pojawia się również Marcin Gryzipóch, czyli gadająca mysz będąca towarzyszem oraz dobrym przyjacielem Korneliusza i Mateusza. Szlachetnie urodzony gryzoń zasłużył sobie ludzkie imię.

 

Podsumowując, sama książka wymaga jeszcze pracy w niektórych miejscach. Mimo to dobrze się ją czytało. Autor nie zanudza zbędnymi opisami wszystkich gatunków drzew rosnących w lesie, ale zbyt dużą uwagę poświęcił dialogom. Stworzył wiele postaci, jednak większość z nich ma swój indywidualny charakter i sposób bycia, po którym można je rozpoznać. Nie ma tu chwili, gdy nic się nie dzieje. Chociaż niektóre fragmenty nie porywają, to nie można im zarzucić, że nie wzbudzają w nas ciekawości.

Sądzę, że lektura jest warta przeczytania i sama chętnie sięgnę po kolejne książki tego autora.

 

Korneliusz i Incendium jest pierwszą książką Tomasza Raksy. Została wydana w 2018 r. nakładem wydawnictwa Novae Res.

 

Autor: Aleksandra Stupera

Post dodany: 15 maja 2018

Tagi dla tego posta:

Aleksandra Stupera   Fantasy   Korneliusz   Korneliusz i Incendium   książka   Mateusz   rezenzja   Tomasz Raksa  

Używając tej strony, zgadzasz się na zapisywanie ciasteczek na Twoim komputerze. Używamy ich, aby spersonalizować nasze usługi i poprawić Twoje doświadczenia.

Rozumiem, zamknij to okno