facebook

Wpisz wyszukiwaną frazę i zatwierdź, używając "ENTER"

Studia – zaoczne vs. dzienne

Jakiś czas temu gdzieś w czeluściach internetu (czyt. na Facebooku) rozgorzała zażarta dyskusja. Niby nic, bo przecież w sieci dzieje się to codziennie, i to w ilościach masowych. Może jednak nad tą sprawą warto się pochylić, ponieważ rzecz dotyczyła studentów. Otóż na pewnej uczelni ogłoszono godziny rektorskie, ale, jak to zazwyczaj bywa, wyłącznie dla studentów studiów stacjonarnych. Ci studiujący w weekendy grzecznie zapytali, co z nimi. I właśnie wtedy się zaczęło…

Dzienni (oczywiście nie wszyscy, ale wielu z nich) zareagowali oburzeniem i kpiąco stwierdzali, że to absurdalne, żeby ktoś, kto płaci za studia, chciał mieć jakieś dni wolne. Według nich powinien pożądać jak największej liczby zajęć. Skoro wydaje własne pieniądze, to powinien chcieć za nie dostać jak najwięcej. Oczywiste, prawda?

Otóż nie. Posługując się takim rozumowaniem, należałoby stwierdzić, że studenci dzienni także nie powinni się domagać żadnych godzin rektorskich. Oni co prawda za studia nie płacą, ale edukację podjęli z własnej, nieprzymuszonej woli i jest ona finansowana z pieniędzy wszystkich wokół (a jeśli dany student oprócz nauki zajmuje się także legalną pracą, to także pośrednio płaci za swoje zajęcia). Zgłębianie wiedzy było zatem ich wyborem, finansują go wszyscy obywatele, więc idąc tokiem rozumowania przedstawionym wcześniej, studenci dzienni także powinni domagać się jak największej liczby zajęć, chcąc jak najlepiej zagospodarować pieniądze współobywateli. Godziny rektorskie czy dziekańskie nawet nie powinny im przemknąć przez myśl. Tak jednak nie jest i jakoś w przypadku studentów studiów stacjonarnych nikt nie widzi w tym nic dziwnego. Zaskakuje więc rozbieżność w rozumowaniu w zależności od tego, czy ktoś studiuje w tygodniu, czy w weekendy.

Jest dla mnie jasne, że niezależnie od trybu studiów podejście sugerujące, że żakom powinno zależeć wyłącznie na jak największym czasie poświęconym na naukę, to absurd. Są przecież jeszcze inne aspekty życia. Co do zasady studenci stacjonarni powinni mieć wolne weekendy, a zaoczni pracować w tygodniu. Wszyscy jednak wiedzą, że bardzo często rzeczywistość bywa inna. Wielu spośród tych pierwszych swoje wolne dni, a także czas po zajęciach w dni robocze poświęca na pracę, by samemu się utrzymać lub przynajmniej mieć pieniądze na część swoich wydatków. Jeśli nawet nie, to bardzo często w grę wchodzi wolontariat, aktywność społeczna czy sprawy rodzinne. Nauka to nie wszystko. W tej kwestii u studentów studiów niestacjonarnych jest podobnie, a może nawet gorzej (w sensie bardziej zapełnionego tygodnia). O tym chyba nie trzeba nikogo przekonywać. Pozostaje sprawa zajęć i przerobienia stosownego materiału. Nie ma co się oszukiwać, studiujący w weekendy mają program znacznie okrojony w porównaniu ze swoimi kolegami ze studiów stacjonarnych. Kierunki niby nazywają się tak samo, ale nawet kilkakrotnie mniejsza liczba godzin wymusza cięcia.

Właśnie w tym miejscu pojawia się dylemat. Harować bez chwili wytchnienia czy zyskać czas na odpoczynek, okupując to następnymi brakami w wykształceniu? Sądzę, że wielu ludzi ozłociłoby tego, kto podałby dobrą, uniwersalną odpowiedź. Na szczęście jest jedna pociecha. Przy odrobinie szczęścia studenci studiów zaocznych znajdują pracę w zawodzie, a wtedy niedobory wiedzy wyniesionej z uczelni można nadrobić doświadczeniem. W końcu praktyka to najlepsza metoda nauczania.

 

Autor tekstu: Michał Denysenko

Post dodany: 22 kwietnia 2017

Używając tej strony, zgadzasz się na zapisywanie ciasteczek na Twoim komputerze. Używamy ich, aby spersonalizować nasze usługi i poprawić Twoje doświadczenia.

Rozumiem, zamknij to okno