facebook

Wpisz wyszukiwaną frazę i zatwierdź, używając "ENTER"

Skazany na śmierć za niewinność

Czwartego listopada do kin wchodzi thriller psychologiczny Macieja Pieprzycy, laureata tegorocznych Srebrnych Lwów, o wymownym tytule „Jestem mordercą”. Jest to pretekst do tego, by porozmawiać o autentycznej historii, która zainspirowała twórców do stworzenia filmu.

Zdzisław Marchwicki, bo tak nazywał się pierwowzór Wiesława Kalickiego, postaci, którą wykreował znakomity aktor pochodzący ze Śląska, Arkadiusz Jakubik, został w 1975 roku skazany na śmierć za zabójstwo 14 kobiet oraz usiłowanie zabójstwa kolejnych 7. W latach dziewięćdziesiątych pojawiły się przesłanki, że to kto inny dopuścił się przed laty owych zbrodni, a Marchwicki został skazany mimo braku jakichkolwiek rzetelnych dowodów.

Morderstwa miały miejsce na Górnym Śląsku oraz Zagłębiu i zawsze wyglądały podobnie. Sprawca zachodził swoje ofiary od tyłu, bił je tępym narzędziem i jak mówiono czerpał z tego seksualną przyjemność, choć nigdy nie stwierdzono, że doszło do jakichkolwiek gwałtów. Milicja bez skutku szukała sprawcy. Ten działał na zbyt dużym terenie i nigdy nie zostawiał po sobie śladów. Funkcjonariusze czuli za plecami oddech ówczesnej władzy, a żądania nasiliły się, gdy w październiku 1966 roku doszło do zabójstwa bratanicy Edwarda Gierka. Milicja czuła, że jak najszybciej musi zaprowadzić kogoś pod sąd, a raczej kogokolwiek.

Potencjalny winowajca na komisariacie
Do ostatniego morderstwa doszło w 1970 roku. Wtedy też sporządzono listę potencjalnych osób, których cechy najbardziej pasowały do zbrodniarza. Na komisariat dostarczono także anonimowy list, w którym morderca przyznał, że jest chory psychicznie i skończył z zabijaniem. W tym samym roku na milicję zgłosił się mężczyzna, mówiąc, że to on jest sprawcą wszystkich zbrodni. Nie wiedząc czemu, milicja niemal od razu wypuściła go na wolność, a ten w niedalekim czasie zabił swoje dzieci oraz żonę. Następnie podpalił własne mieszkanie, popełniając tym samym samobójstwo. Więcej do morderstw już nie doszło.

Żona mężowi
Nieoczekiwanie dwa lata później na komisariat zgłosiła się żona Marchwickiego, mówiąc, że to jej mąż winny jest wszystkim zbrodniom, które miały miejsce przed laty. Milicja aresztowała Zdzisława, gdy ten spokojnie wypoczywał w domu. Ponoć tak był zdziwiony wtargnięciem funkcjonariuszy do domu, że powiedział nawet, iż zachowują się tak jakby złapali co najmniej wampira z Zagłębia. W milicyjnych notatkach jego słowa zmieniono na złapaliście wampira z Zagłębia.

Później sprawy potoczyły się szybko. Odbył się proces, w którym w roli oskarżonych postawiono także braci Zdzisława, którzy rzekomo mieli mu pomagać w ostatnich morderstwach. Wszystko odbywało się na zasadzie poszlak. Milicja nie posiadała dowodów. Całe społeczeństwo śledziło sprawę w telewizji, a rząd cieszył się, że ma tak sprawnych mundurowych. Zdzisław Marchwicki nie przyznawał się do zarzucanych mu czynów, nie wiedział nawet w jaki sposób te kobiety były mordowane. Spędził wiele miesięcy w więzieniu, gdzie namówiono go na założenie dziennika. Współwięzień Marchwickiego miał ponoć stwierdzić wedle odgórnego polecenia, że jeśli ten zacznie w jakikolwiek sposób opisywać te zbrodnie, szybciej wypuszczą go do domu i zobaczy się z dziećmi.

Koniec nadziei 
Oczywiście żadne wypuszczenie na wolność nie miało miejsca, a dziennik, do którego inspiracje czerpał z opowiadań, posłużył później jako dowód w sprawie. Marchwicki tak był zmęczony całą sprawą, że na końcu przyznał się do wszystkiego. Jeden z jego braci także został skazany na śmierć, a drugi osadzony w więzieniu.

Oczyścić zbrukane imię
W latach dziewięćdziesiątych, po opuszczeniu więzienia, Henryk Marchwicki starał się oczyścić imię brata. Niedługo potem zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach. Z roku na rok rosła liczba ludzi wierzących, że Zdzisław Marchwicki był jedynie kozłem ofiarnym, lecz nigdy nie zdobyto na to jednoznacznych dowodów.

Między innymi dla powyższej, mrożącej krew w żyłach historii wybieram się w listopadzie do kina. Jestem ciekawa jak do całej sprawy podszedł Maciej Pieprzyca i po której stronie barykady stanął. Mam świadomość, że sprawa Marchwickiego była jedynie inspiracją dla reżysera, lecz mam nadzieję na mocny i zarazem trzymający w napięciu film.

 

Autorka tekstu: Justyna Kalinowska

Post dodany: 30 października 2016

Tagi dla tego posta:

film   historia   morderstwo  

Używając tej strony, zgadzasz się na zapisywanie ciasteczek na Twoim komputerze. Używamy ich, aby spersonalizować nasze usługi i poprawić Twoje doświadczenia.

Rozumiem, zamknij to okno