facebook

Wpisz wyszukiwaną frazę i zatwierdź, używając "ENTER"

Siostra siostrze siostrą

Co czyni księżniczkę? Na pewno nie książę. Ale bez obaw – feminizm w wydaniu Jessie Burton, autorki Miniaturzystki i Muzy, nie należy do tego z kategorii „wojujących”.

Żałoba po tragicznej śmierci królowej Laurelii spowija pałacowe okna oraz umysł wdowca czarnym całunem lęku. Dla dwunastu księżniczek nadchodzą ciężkie dni naznaczone utraconymi swobodami, smutkiem, tęsknotą i dorastaniem ograniczonym do ścian pokoju, w którym zostały zamknięte (rzekomo dla ich własnego dobra). Na szczęście wciąż mają siebie nawzajem, a nad ich codziennością czuwa ukochana matka. To jej portret, zdobiący wspólną komnatę dziewcząt, stanie się kierunkowskazem do snów. Marzycielki (w oryginale Restless girls, a więc dziewczyny niecierpliwe, ale też wytrwale dążące do celu) wiedzą, że marzenia się nie spełniają, bo marzenia się spełnia, a nikt w świecie nie pomoże im w realizacji tego zadania lepiej niż rodzona siostra (czy też – jedenaście sióstr).

Girls’ power

Stańcowane pantofelki braci Grimm w wersji Jessie Burton szczęśliwie nie noszą w sobie znamion okrucieństwa, z których słynie twórczość autorów oryginału, choć sama świadomość jego powiązań z retellingiem wyczula czytelnika na niuanse i każe węszyć podstęp nawet w niewinnie brzmiącym: „Na początek spróbujcie pączków”– w końcu to słodycze uśpiły czujność Jasia i Małgosi, nieprawdaż? Z kolei „feministyczny” akcent, napomknięty w recenzji Marzycielek przez „The Guardian”, przejawia się nie tylko w neutralizacji stereotypu o bezbronnej niewieście oczekującej na pomoc księcia, ale także w wyraźnym podkreśleniu, że kobieta nie jest jednowymiarowym modelem zaprogramowanym na konkretne zainteresowania (choć tak chcieliby ją widzieć niektórzy z bohaterów powieści). Kobieta jest unikalną istotą z własnym spojrzeniem, mogącą pasjonować się sprawami, które w staroświeckim przeświadczeniu zarezerwowane zostały dla rodzaju męskiego: astronomią, matematyką czy lotnictwem. W świecie powołanym do życia przez Burton dziewczyna może nosić spodnie (zarówno dosłownie, jak i metaforycznie) – a przynajmniej mogła, dopóki śmierć nie zabrała przodowniczki prokobiecego podejścia, królowej Laurelii.

Czy podobna wolność ambicji jeszcze kiedyś powróci? A jeśli tak, to za czyją sprawą?

Czy to bajka, czy też nie?

Powieściowa Kalia nie stanowi krainy do końca bajkowej i surrealistycznej – królowa jeździ kabrioletem, w pałacowej kuchni stoi lodówka, bohaterowie komunikują się za pośrednictwem telefonów… Te elementy świata rzeczywistego są tu na tyle niespodziewane, że sprawiają wrażenie wplecionych na siłę, jakby tylko po to, by ułatwić czytelnikowi osadzenie zdarzeń; by mógł wyobrazić sobie świat niemalże analogiczny do naszego, niemalże uchwytny, tak niedaleki, czasami znajomy. Przepiękne, klimatyczne ilustracje chwytają tę rozpraszającą się baśniowość, wzbogacają strony, stymulując wyobraźnię czytelnika, a podjęta narracja dosłownie rozbrzmiewa w uszach – zupełnie jakby ktoś nam wtłaczał do nich historię, a nie jakbyśmy sami wzrokiem śledzili jej zapis.

Jessie Burton, którą skrytykowałam po niedorzecznej słownej akrobatyce Miniaturzystki (ze słynną „rzepą” wśród „tulipanów” na czele), tym razem dostarcza zdecydowanie bardziej przejrzystych refleksji. Ustami Fridy – najstarszej z księżniczek – mówi: „Bo choć niektóre rzeczy istnieją poza naszym zasięgiem, nie oznacza to wcale, że są nieprawdziwe”. Fabuła powieści nasuwa nieoczywiste skojarzenia z Opowieściami z Narnii, bazując na idei sekretu dostępnego jedynie dziecięcym zmysłom, sekretu, którego symbolem stał się ryk lwa (a raczej, jak na feministyczną opowieść przystało, lwicy).

Jak było naprawdę?

Siłę do walki z przeciwnościami można czerpać z obecności innych ludzi, a dobroć, spryt, odwaga i samodzielność myślenia to cechy zarówno wrodzone, jak i nabyte. Kategorie dobra i zła oraz sprytu i oszustwa pozostają jednak w Marzycielkach rozmyte, niedookreślone, motywując czytelnika do podjęcia refleksji. Czy mamy do czynienia z szowinistycznym królem hołdującym wizji kobiety, która (jak dzieci i ryby) głosu (i prawa do wyboru) nie posiada? Czy raczej z człowiekiem tak głęboko pogrążonym w żałobie, że jest w stanie pozbawić bliskich ich codziennych radości tylko dlatego, że kojarzą mu się z utraconą ukochaną? Czy siostry postępują słusznie, przechytrzając śmiałków, doradców, samego ojca i w ostateczności zwalczając go jego własną bronią? Czy też przekroczyły w jakimś momencie granicę?

Jedno jest pewne – kobieta powinna pozostać dla innej kobiety kobietą, siostra siostrą, a wtedy – jak uczą Marzycielki – nawet to, co złe, utraci choć trochę ze swej usidlającej mocy.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Literackiemu.

Tekst: Dominika Gnacek

Post dodany: 2 marca 2019

Używając tej strony, zgadzasz się na zapisywanie ciasteczek na Twoim komputerze. Używamy ich, aby spersonalizować nasze usługi i poprawić Twoje doświadczenia.

Rozumiem, zamknij to okno