facebook

Wpisz wyszukiwaną frazę i zatwierdź, używając "ENTER"

Siedem strachów głównych

Ludzie mogą komunikować się zarówno za pomocą znaków werbalnych, jak i niewerbalnych, lecz kluczem w całym tym schemacie są emocje. Według Paula Ekmana podział emocji wiąże się z czterema głównymi, które mają odzwierciedlenie w naszej mimice. Są to: strach, złość, smutek i niezadowolenie. Jednak emocją przewodnią dla poruszanej problematyki w tym artykule będzie strach… Strach rodzący się z zacofania i niewiedzy. A chyba wszyscy się zgodzą, że głupota i ciemnogród to największa kara dla człowieka…

Najbardziej pierwotny rodzaj strachu to niewątpliwie ten przed śmiercią. Nikt do tej pory nie jest w stanie nam powiedzieć, co znajduje się po tamtej stronie – czy faktycznie, według przyjętych przez nas zasad religijnych, nasza dusza jest nieśmiertelna. Jeśli już, niezależnie od wyznawanych przekonań, wydaje nam się, że przyjęliśmy ten temat i jest w miarę w porządku, nie możemy znieść myśli o tym, co dzieje się z naszym materialnym dowodem istnienia – ciałem. Bo co, wkładamy denata do trumny i już koniec?

Z czym to się je u Polaków
Mitologia słowiańska jest bardzo bogata w przeróżne formy potworów, upiorów czy złych duchów. Dlatego Polska od dawna w Europie Zachodniej była znana ze strzygoni i innych dewiantów. Nic dziwnego – pogaństwo w podświadomości prostego chłopa znad Wisły tkwiło nawet poł tysiąca lat po przyjęciu chrztu. To, co ksiądz z ambony mówił na kazaniu – aby modlić się do Boga i się go nie lękać, bo każdy otrzyma rozgrzeszenie – nie przeszkodziło poczciwemu Jaśkowi wierzyć, że niektórzy mają „duszyczkę” o dualistycznej naturze. Jej pierwsza część jest tą, którą ma każdy jako istota stworzona przez Boga, a druga to ta pochodząca od diabła. W chwili śmierci ta dobra wędruje sobie w zaświaty, a ta zła zostaje, aby móc egzystować tu, z żywymi. Straszne, prawda? Gorzej, jakby ta zła miała moc wnikania w inne ciało. No tu już byłby poważny problem. Ale kogo można było podejrzewać?

Kogo się boją, tego nienawidzą
Zacznijmy od aspektów wizualnych. Polacy jeszcze za żywota danego delikwenta lub delikwentki umieli oszacować, który bądź która może powstać w nocy z grobu. Była to niezwykła umiejętność, zważywszy na to, że doszukiwano się głębszego dna w każdym nawet minimalnym odstępstwie od wizualnej normy. Miał siniaki? Podejrzany. Nie wspominając, że jeśli przypominały fantazyjne wzory, jak np. nożyce, to taki jegomość mógł mieć naprawdę ogromny niefart. Dziecko urodziło się z w miarę wykształconymi zębami? Podejrzane. Sąsiad zza rogu ma krzaczastą brew, czyli – mówiąc slangiem – monobrew? Podejrzany! Tak więc w miarę jak ludzie zagłębiali się w defekty ciał, popadali w swoistą paranoję. Na nic miały się nawoływania osób bardziej światłych tłumaczące naukowe pochodzenie odmienności. Wszystkie obawy i strach przed wymienionymi w przykładach rozmaitościami natury wynikały przede wszystkim z mocno zakorzenionych dawnych wierzeń i zacofania. No ale jakby jeszcze dodać do tego tak liczne wybuchy epidemii, to nawet stary i poczciwy sklepikarz wydawałby się podejrzany. Dlaczego? Bo był na przykład innego wyznania.

Kochanie, zakopałem dzieciaki!
Pomimo występującego obecnie wielkiego postępu cywilizacyjnego nadal można usłyszeć o przedwczesnych pochówkach. Wyobraźmy sobie taką sytuację: Cierpimy na tak zwany płytki oddech. Wieczorem kładziemy się do łóżka z dobrą lekturą, przy której zasypiamy w trakcie czytania. Warto nadmienić, że jednym z objawów towarzyszących tej przypadłości jest zasinienie i bardzo mocny sen. Nabieramy więc niezdrowego kolorytu, można wręcz stwierdzić, że wyglądamy jak trup. Rano nasi najbliżsi lamentują, że odeszliśmy już z tego padołu, a my tak naprawdę smacznie, głęboko śpimy. Jakby dodać jeszcze do tego, że przedstawiona sytuacja zdarzyła się w czasie wybuchu epidemii, nie ma co liczyć na zawiłe procedury pogrzebowe – do trumny i szybko na cmentarz. Tak też dawniej dochodziło do wielu tragicznych pomyłek. Przedwczesne pogrzeby były liczone w dziesiątkach. Dlatego zapanowała panika w społeczeństwie. Szczególną uwagę zwracali na to przedstawiciele elit. Pół biedy, jeśli nieszczęśliwiec, taki jak na przykład poeta Francesco Petrarka, zapadł w letarg. Obudziła go z niego dopiero zmiana temperatury. On miał to szczęście, że w dobie  renesansu taki eksces jeszcze został przyjęty do wiadomości. Bo kilka stuleci później, nie mógłby liczyć na taką dozę wyrozumiałości.

Nawet nasz sławny rodak, Fryderyk Chopin, dał się wciągnąć w to czarne szaleństwo. Prośba o wycięcie jego serca i przewiezienie go do Ojczyzny była podyktowana czymś więcej niż tylko tęsknotą. Obawiał się tego co większość tamtej epoki, a prosząc o wycięcie serca, miał gwarancję, że nie zostanie pochowany żywcem.

Metoda na głoda
Ale skoro wiemy, czego tak bardzo bali się ludzie, pora na istną wisienkę na torcie! Otóż, jak radzono sobie ze strzygoniami, wampirami, wąpierzami i innymi tego typu „gadzinami”? Aby odpowiedzieć na to pytanie, należy przenieść się ponownie na sielską, polską wieś. Tam w kanwie legend, mitów i religii powstawały przypuszczenia o pojawieniu się na przykład strzygonia. Strzygoń – bestia z pozoru niegroźna. Zazwyczaj czaiła się w cieniu nocy, w okolicach swojego domu i lamenciła żałośnie. Później, od czasu do czasu, pozwalała sobie wypić troszkę krwi konia czy krowy, no ale w końcu każdy musi utopić swoje żale w tym, co lubi. Głośnym echem odbił się przypadek z początku XX wieku spod Wielunia. Jeden z chłopów z pobliskiej wsi zapadł w coś w rodzaju letargu. Jak można się domyślić – wsadzono go do trumny, ale on miał to szczęście w nieszczęściu, że w porozumieniu z tradycją zostawiono jego ciało na widok publiczny w jednym z pomieszczeń domu. W godzinach nocnych czuwające nad nim kobiety ujrzały ruchy wybudzającego się jegomościa. Zaalarmowały całą wieś swoim wrzaskiem, że strzygoń powstał, a w ramach odsieczy przybył im z pomocą mały oddział uzbrojonych po zęby chłopów. Zatłuczono jednak „żywego denata” już na amen. Tak dla pewności odcięto mu jeszcze głowę, jak to radziliby jeszcze nasi pogańscy pradziadowie. Nie wolno jednak myśleć, że takie pomysły były domeną tylko wiejskiej ludności. Otóż w średniowieczu w państwie krzyżackich Prus wybuchła zaraza. Jeden z zakonników musiał wyruszyć z poselstwem do Lęborka. Niemoc zmogła go jednak w czasie podróży, a jego współbracia czym prędzej wykopali mu dołek. Nieco się zdziwili, gdy zobaczyli po kilku godzinach odkopany grób. Całość procederu powtórzono kilkakrotnie, ale w końcu nawet ostoja świętości straciłaby cierpliwość. Jeden z mnichów przebił mieczem biedne ciało. I tu nasi pogańscy pradziadowie przybiliby sobie znowu piątkę, bowiem oprócz utrącenia komuś głowy nic tak nie powstrzymuje powstania z grobu, jak przebicie żelazem.

Leć no po fachowca!
Karty historii tym razem odkrywają przed nami istną czarną komedię. Czy nie jest zabawny fakt, że w całym tym zgiełku i strachu przed żywymi trupami i innymi bestiami, w połączeniu z zacofaniem, nawet wiara w Boga i Kościół nie potrafiły sobie same poradzić? Na koniec można jeszcze wspomnieć o baczach. Byli to łemkowscy znachorzy, którzy potrafili namierzyć grób kogoś, kto prawie na pewno będzie próbował powstać z grobu. Jak już zostało wspomniane – najbardziej niezawodną metodą radzenia sobie z potencjalnym „żywym trupem” było odrąbanie mu głowy. Niekiedy odnajdywane są groby, gdzie prawie każde ciało pozbawione jest tej części ciała – ot tak, na wszelki wypadek. Warto dodać, że to wszystko odbywało się „pod nosem” Kościoła, a nawet przy jego cichej aprobacie.

Strach potrafi kształtować najdziwniejsze projekcje wydarzeń w naszym umyśle. W połączeniu z zacofaniem i wymieszaniem się wiary z zabobonami tworzy niebezpieczną mieszankę w naszych umysłach. Dobrze to widać na przytoczonych powyżej przykładach –nie dajmy się więc porwać temu szaleństwu i teraz, bo jak widzimy, niezależnie, czy wiek XIV, czy XX, strach może doprowadzić ludzi do chorego obłędu.

 

Autorka tekstu: Weronika Warot

Źródła:

  1. A. Węgłowski: Żywe trupy. Prawdziwa historia zombie;
  2. J. Zielina: Wierzenia Prasłowian;
  3. R.J. Davidson, P. Ekman: Natura emocji. Podstawowe zagadnienia.

Artykuł pochodzi z magazynu „Suplement” (marzec/kwiecień 2017).

Post dodany: 1 kwietnia 2017

Tagi dla tego posta:

historia   śmierć   Strach   Weronika Warot   wierzenia  

Używając tej strony, zgadzasz się na zapisywanie ciasteczek na Twoim komputerze. Używamy ich, aby spersonalizować nasze usługi i poprawić Twoje doświadczenia.

Rozumiem, zamknij to okno