facebook

Wpisz wyszukiwaną frazę i zatwierdź, używając "ENTER"

Przodownicy miłości. Rewia związkowo-robotnicza.

Robotnicy i związkowcy wspólnie śpiewający o uniwersalnych prawdach w fabryce, pod prysznicem, w sklepie czy w parku, czyli niekonwencjonalne zakończenie karnawału w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu.

Przodownicy miłości. Rewia związkowo-robotnicza to przedstawienie, które przeniesiono z Broadwayu lat. 30 XX wieku do robotniczego Sosnowca. Widowisko w reżyserii Jacka Mikołajczyka, dyrektora warszawskiego teatru Syrena, zdecydowanie niszczy wyobrażenie widza odnośnie rewii, która niewątpliwie kojarzy się wszystkim z cekinami, półnagimi tancerkami i humorystycznymi piosenkami. Już na wstępie konferansjerka – Michalina Żak, jedna z pracownic fabryki, jasno i dosadnie podkreśla, że “piór w dupie” nie będzie.

Jak powiedziała, tak się też stało. Teatr Zagłębia zamienił się w fabrykę. Zimną, surową fabrykę. Minimalistyczna scenografia nie tylko oddaje realia czasów, w których osadzona jest fabuła, ale także pozwala skupić pełną uwagę na aktorach, którzy pozornie wyglądają tak samo. Masa robotnicza. To, co ich wyróżnia, to pragnienia poszczególnych postaci.

Schemat rewii wygląda następująco. Michalina zapowiada kolejną osobę, za każdym razem myląc jej nazwisko lub imię – przecież to bez znaczenia. Wywołana osoba opowiada o swoich pragnieniach, życiu, sytuacji politycznej, gospodarczej czy kulturalnej. Schodzi, wchodzi następna. Początkowo wydaje się, że uczestniczymy w próbie, a nie w przygotowywanej od miesięcy rewii. Szczególnie, gdy co chwilę dobiega głos zza sceny z kolejnymi uwagami lub podpowiedziami dla prowadzącej. Dopiero potem uświadomiłam sobie, że to przecież właśnie tak mogło wyglądać. Członkinie Międzynarodowego Związku Zawodowego Pracownic Przemysłu Odzieżowego wyszły z pracy i weszły na scenę, żeby zaśpiewać o tym, co dla nich ważne. Ogłosić światu swój manifest.

Pytanie tylko, czy jesteśmy w stanie zrozumieć tamte kobiety? Jacek Mikołajczyk odpowiedział na to pytanie za widzów. Nie tylko ograniczając angielski humor, który dla nas jest dość niezrozumiały, ale także przedstawiając w piosenkach problemy współczesnego świata. Utwory te są bardzo dosadne. Mistrzowska satyra XXI wieku. Nie ujmując im humoru, w gruncie rzeczy skłaniają do przemyślenia kilku ważnych kwestii. Zdecydowana większość dotyczy jednak samych robotników i związkowców. Ich ideologii i postrzegania świata, tego o co walczą. Trudno oceniać tamtych ludzi przez pryzmat naszych czasów. Robotnik-związkowiec kojarzy się dosyć negatywnie. Jako prostak, idealista, człowiek, który przystąpił do związku, by łatwiej się żyło. Tego mechanizmu nie jesteśmy w stanie zrozumieć. Jednak tutaj jest punkt wyjścia do tego, co było najważniejsze w całej rewii – związek. Związek, czyli powiązanie między osobami. Poszukiwanie bliskości, miłości. Miała ona różne formy w tym związkowo-robotniczym świecie. Nie zmienia to jednak faktu, że to czego najbardziej pragnie człowiek, to być kochanym. Niezależnie gdzie – czy w fabryce, czy pod prysznicem, czy w parku. Po prostu być kochanym.

Po wyjściu z teatru nie byłam zbyt zachwycona tym, co zobaczyłam. Trochę czasu musiało upłynąć, żebym zrozumiała, że cały ten chaos, który panował na scenie, brak fabuły i przedziwne interakcje z publicznością, to prawdziwe odwzorowanie czasów, gdy świat zaczął się gwałtownie zmieniać. Spektakl daje obraz ludzkiego życia, którym kierują pragnienia i zdarzenia, na które nie mamy wpływu.

Zachęcam do odwiedzenia Teatru Zagłębia wszystkie osoby, które chcą zobaczyć coś niekonwencjonalnego i dowiedzieć się, dlaczego warto być ze “związkowcem”


Tekst: Małgorzata Otorowska

Post dodany: 6 marca 2020

Używając tej strony, zgadzasz się na zapisywanie ciasteczek na Twoim komputerze. Używamy ich, aby spersonalizować nasze usługi i poprawić Twoje doświadczenia.

Rozumiem, zamknij to okno