facebook

Wpisz wyszukiwaną frazę i zatwierdź, używając "ENTER"

Przepis na szczęście – brak przepisu

Jest nam trudno nie narzucać innym ludziom sposobów osiągania szczęścia. Nie mogę oceniać nikogo. Jeśli ten człowiek znalazł w chipsach i programach telewizyjnych harmonię, niech je chipsy i ogląda telewizję. Nie mamy podstaw, by komuś komunikować, że są jakieś czynności, które są bardziej właściwie i przynoszą więcej sensu.

Owa wypowiedź zaczerpnięta została z wywiadu z niejakim Paulem Dolanem, autorem książki Zaprojektuj swoje szczęście. Człowieka nie znam, książki nie czytałam, a mój projekt na szczęście to kawa, czekolada i milion dolarów, tak że nie wiem, czego nowego miałabym się dowiedzieć od Paula. Ale do rzeczy.

Kiedyś był taki trochę szał na produktywność, spanie po trzy godziny na dobę, picie trzynastu kaw dziennie i narzekanie, że „doba powinna trwać 48 godzin”. Potem nastał czas slow motion i popularne magazyny psychologiczne zaczęły się rozpisywać na temat treningu mindfulness, jogi czy cichej medytacji, tzw. zen (patrząc na kasjerki w spożywczakach, niektóre z nich wzięły sobie temat spokoju wewnętrznego głęboko do serca). I tak jak wszystko, co związane z buddyzmem, jest mi obce i obce w praktyce pozostanie, tak ze zwolnieniem tempa zgadzam się w procentach stu. Zdrowiej dla umysłu, zdrowiej dla organizmu. Mało kogo trzeba przekonywać. W dalszym ciągu jednak widać takie parcie na aktywności, które dają widoczny skutek w życiu. Ludzie oceniają innych przez pryzmat ich osiągnięć, a jeśli nie są one widoczne, to pewnie dany człowiek do niczego nie dąży i na pewno musi być z tego powodu ogromnie nieszczęśliwy.

A po co musi dążyć? Po co musi mieć cele? Może mu wygodnie na tej kanapie, przed tym telewizorem? Może to go czyni spełnionym? Pisząc to, osobiście mam ochotę parsknąć śmiechem, bo sama sobie tego w swoim życiu nie wyobrażam, ale szanuję inny styl życia. Nie każdy musi „osiągać szczyty”, niektórym wystarczy osiągać kolejny poziom w grze czy wiedzę na temat losów rodziny Kiepskich, co jest powszechnie uważane za mało konstruktywne zajęcie. I spoko.

Paul w dalszej części wywiadu mówi: „Z badań wynika, że natłok informacji obniża nasz poziom szczęścia i wyczerpuje energię. (…) obniża on nie tylko nasz poziom szczęścia, ale też naszą produktywność”. Potwierdza to raport firmy doradczej Deloitte, z którego wynika, że natłok informacji wpływa na obniżenie produktywności pracowników w korpo.

I co powiecie, produktywni? Poleżcie sobie czasami na tej kanapie. Nie zachęcam do bierności w Waszym życiu. Dla mnie przykład osoby, która 24/7 nie robi nic konstruktywnego jest przykładem skrajnym i raczej rzadko się zdarza. Jednak oprócz tego, by znaleźć swój własny złoty środek we wszelkich życiowych działaniach (tych skierowanych na cel), warto nie ulegać presji, że „coś się powinno” robić. Każdemu co innego sprawia radość, każdy czuje się spełniony dzięki czemu innemu.

Nie oceniajmy innych i sami też miejmy wolność w tej dziedzinie.

Autorka tekstu: Katarzyna Sroka

Tekst pochodzi z bloga sferarozwoju.wordpress.com

 

 

Post dodany: 18 grudnia 2016

Tagi dla tego posta:

Katarzyna Sroka   Paul Dolan   przepis   styl życia   szczęście  

Używając tej strony, zgadzasz się na zapisywanie ciasteczek na Twoim komputerze. Używamy ich, aby spersonalizować nasze usługi i poprawić Twoje doświadczenia.

Rozumiem, zamknij to okno