facebook

Wpisz wyszukiwaną frazę i zatwierdź, używając "ENTER"

Pożar w Burdelu – a to Polska właśnie

Zakończyła się transmisja Fabryki Patriotów Pożaru w Burdelu. Zacząłem czytać komentarze złożone głównie z prawicowych głosów oburzenia. Choć sztuka mnie samego nie zachwyciła, to jakoś automatycznie zacząłem jej bronić i kontrować w myślach zarzuty oponentów, a raczej zwykłe hejty pojawiające się w sieci. Nie wiem, co skłoniło mnie do tego bardziej: podskórne przekonanie o słuszności poglądów autorów Pożaru czy wrodzona niechęć do komentowania sztuki słowami: „żenada”, „wstyd”, „hańba” bez choćby podjęcia próby zrozumienia środków artystycznych, ich umotywowania i celowości. Moja determinacja nie ma znaczenia. Istotne, że po chwili cały spektakl na nowo ułożył się w mojej głowie i zostawił na wierzchu jedno pytanie: co jest ważniejsze – wolność sztuki czy słuszny społecznie efekt?

Kiedy zobaczyłem na ekranie twarz Michała Piróga, na której grymas szoku miesza się z zażenowaniem, a rozbiegane oczy sprawdzają, czy reszta widowni ma podobne odczucia, to już wiedziałem, że jest źle, a nawet, że to będzie katastrofa. Piróg stał się wypadkową obserwacji moich i najwyraźniej realizatora programu również. Kamera raz po raz robiła zbliżenie na jego twarz, płonącą w zakłopotaniu, która nie mogła odnaleźć się w Burdelu, żeby chwilę później pokazać Piróga wyginającego całe swoje ciało, opadające na oparcie fotela w spazmach śmiechu. Ze mną było podobnie, choć w żadne spazmy nie popadałem, raczej moje zażenowanie było przerywane krótkimi uśmiechami roztaczanymi pod nosem i próbami zrozumienia, o co w tym Pożarze idzie.

Zacznę od podstawowego założenia, z którym zawsze podchodzę do wytworów kultury – jeśli sztuka jest wartościowa, to nie wierzę, że coś jest tutaj zostawiane przypadkowi. Może jestem w tym naiwny, ale po prostu nie wierzę. Zwłaszcza kiedy na scenie spotykają się tak uznani artyści jak w Burdelu – ktoś pisze scenariusz, ktoś inny go konsultuje, czytają go aktorzy, oglądają siebie nawzajem, próbują – tutaj naprawdę nie ma miejsca na przypadki. Jeśli żarty są nieśmieszne, jeśli na oko widać, że sztuka nie będzie „żarła” wśród publiczności, to w scenariuszu po prostu wprowadza się zmiany albo wywala się go do kosza. No chyba, że jest w tym jakiś cel i to nie o humor tutaj idzie.

Bo jak można się śmiać w czasie Pożaru? Komu jest do śmiechu, kiedy pali się Burdel, a to nasza Polska właśnie? A sytuacja w kraju przypomina pożar nie od wczoraj. W Polsce ciągle coś płonie, raz ogień jest mniejszy, raz większy, ale zawsze się tli. Od pewnego czasu płomienie wydostają się przez dach i okna, a tutaj nikt o dolewaniu oliwy nawet nie myśli, z lewa i prawa dolewa się benzynę, a najczęściej robią to ci, których suweren wybrał do ochotniczej straży.

Pożar w Burdelu to miała być Polska w krzywym zwierciadle. Autorzy stanęli jednak przed syzyfowym zadaniem, bo jak w krzywym zwierciadle pokazać kraj, w którym wszystko zakrawa o groteskę?

Ministerstwo (rzekomo) Kultury stara się cenzurować przedstawienia teatralne i obcina lub po prostu zupełnie nie przyznaje dotacji inicjatywom niezgodnym z linią „kultury narodowej” partii. Superprodukcją publicznej telewizji jest Korona Królów, telenowela historyczna, wzbudzająca co najwyżej politowanie jakością swojego wykonania. Nie ma nic dziwnego, że w Pożarze na czele Ministerstwa staje Burdeltata (Andrzej Konopka) – wydaje się on mieć i tak zbyt duże kompetencje na to stanowisko względem poprzednika.

W lasach urodziny Adolfa Hitlera obchodzą neonaziści, a im to już szczególnie w temacie groteski należy się osobny akapit. Choć reportaż Superwizjera jest porażający, to oglądając naszych rodzimych neonazistów, śmiałem się kilka razy mocniej niż podczas emisji Pożaru w Burdelu. Swastyka z czekoladowych wafelków, hymn III Rzeszy odśpiewany przy pomocy kartek z koślawą transkrypcją słów zapisanych ze słuchu, pokraczne marszowe ruchy – kabaret. Ludziom, którzy ponad osiemdziesiąt lat temu tworzyli nazistowskie idee, jest zapewne bardziej wstyd w grobach po publikacji tych zdjęć, niż w momencie aresztowań i spraw przed instytucjami sprawiedliwości.

Porażające jest jednak to, że ludziom przechodzą przez gardło słowa takie jak „sieg hail na cześć Polski” – nazistowskie pozdrowienie na cześć państwa, które nazizm prawie doszczętnie zniszczył, równając z ziemią miasta, zabijając w Polsce miliony ludzi i dopuszczając się odrażająco nieludzkich zbrodni… Tutaj jednak wracamy do codziennej groteski naszego Burdelu, w którym politycy stwierdzają, że te zjawiska to margines. Nie zauważają problemu kolejnych, organizowanych na terenie kraju, koncertów zespołów neonazistowskich, ani tego, że przez lata współpracowali z członkami tych grup. Nie przejmują się tym, że podczas Święta Niepodległości ulicami Warszawy przechodzi kilkudziesięciotysięczny marsz, a na jego czele pojawiają się rasistowskie i ksenofobiczne hasła nawiązujące do nazistowskiej symboliki. Kiedy Pożar związany z neonazistami jeszcze nie wygasł, rząd wywołuje ogólnoświatowy skandal i zostaje oskarżony o antysemityzm.

Pożar wywołuje próba ograniczenia praw kobiet i związane z nią Czarne Protesty. Skandale dotyczące wolności sądów, niezależności Trybunału Konstytucyjnego i wolnej demokracji. Największym zarzewiem ognia w naszym kraju jest sprawa Smoleńska i obecnie prowadzone ekshumacje ciał ofiar. Ekshumacje po ośmiu latach od katastrofy. Jak pisze Wojciech Tochman w poniedziałkowym Dużym Formacie o przeprowadzonym badaniu ciała Sebastiana Karpiniuka: „Kolejna ekshumacja ofiary katastrofy smoleńskiej wbrew woli rodziny. Uczucia bliskich nie są ważne, skoro władza potrzebuje dowodu na zamach. Wiadomo, że go w grobach nie ma. Bo go nie ma nigdzie. Ale wykryto pomyłki. Czyjaś ręka nie w tej trumnie, co trzeba, czyjaś miednica… Świetnie! Pokarm dla publiki”.

Pożar w Burdelu napiętnuje wszystkie te sytuacje. I o co w tym idzie? Na pewno nie o śmiech. Od Fabryki Patriotów oczekiwano satyry i tutaj widzowie bez wątpienia się zawiedli – zamiast kabaretu dostali prawdą prosto w twarz. Pożar szokuje i odraża, obnaża prawdziwą Polskę z portali internetowych: „szmira, dziadostwo, dno i wodorosty”, z trotuaru, a jak trzeba to i z rynsztoka. W Burdelu nie szanuje się autorytetów ani świętości. Burdel jest ordynarny, chamski i wulgarny. Pożar to mnóstwo bolesnych i celnie wetkniętych szpil w Fabrykę Patriotów, w której fasady prawica próbuje ubrać ten nasz cały Burdel.

Chyba wolałem, kiedy Pożar w Burdelu grał sobie w teatrach i nie transmitowano tych spektakli w telewizji. Dzięki tej elitarności i tajemniczości narosła wokół Burdelu atmosfera wręcz ezoteryczna, jakiś liberalny kult opiewający ponoć nadzwyczaj inteligencki humor i nieprzeciętny poziom artyzmu, który zresztą okazał się wcale nie taki nadzwyczajny, ani nieprzeciętny.

Co jest ważniejsze – wolność sztuki czy słuszny społecznie efekt? Nie znam dobrej odpowiedzi. Każdy autor powinien zadać sobie to pytanie, decydując się na emisję takiego przedstawienia jak Fabryka Patriotów. Kiedy czytam hejty na portalach społecznościowych, to nie mam żadnych wątpliwości, że Pożar w Burdelu oddał sytuację w Polsce jeden do jednego i był naprawdę udanym spektaklem. Z drugiej strony wzniecił jeszcze większy Pożar i to na własnym podwórku. Zamiast rozprawić się z Fabryką Patriotów, wprawił jej maszyny w ruch, zapewniając prawicy kilka punktów procentowych w najbliższych sondażach.

 

Tekst: Patryk Osadnik

Post dodany: 28 lutego 2018

Tagi dla tego posta:

Fabryka Patriotów   felieton   kontrowersja   Patryk Osadnik   Polska   Pożar w Burdelu   teatr  

Używając tej strony, zgadzasz się na zapisywanie ciasteczek na Twoim komputerze. Używamy ich, aby spersonalizować nasze usługi i poprawić Twoje doświadczenia.

Rozumiem, zamknij to okno