facebook

Wpisz wyszukiwaną frazę i zatwierdź, używając "ENTER"

Podopieczni z budynku „Y”

Kilka tygo­dni temu byłem w aresz­cie. Ale spo­koj­nie, tylko na dwie godziny, bez wcho­dze­nia w kon­flikt z pra­wem. Całe życie miesz­kam obok takiego miej­sca w Sosnowcu, jed­nak ni­gdy go nie odwiedziłem. Moż­li­wość zoba­cze­nia kato­wic­kiego aresztu od środka umoż­li­wiły mi zaję­cia na stu­diach.

Do miejsca docelowego przy ulicy Miko­łow­skiej dotar­łem pie­chotą wraz z moimi znajomymi z uczelni. Przy par­kingu spo­tka­li­śmy dr. Chy­liń­skiego, który był ini­cja­to­rem całego wyda­rze­nia. Szybko przedosta­li­śmy się wraz z inną grupą stu­den­tów na teren aresztu. Naj­pierw musie­li­śmy zosta­wić w spe­cjal­nych szaf­kach wszyst­kie urzą­dze­nia elek­tro­niczne i inne nie­po­trzebne w cza­sie „wycieczki” przedmioty ze wzglę­dów bez­pie­czeń­stwa.

Następ­nie do akcji wkro­czył kapi­tan Woj­ciech Brzo­ska, który w aresz­cie zaj­muje się aktyw­no­ścią kul­tu­ralną „pod­opiecz­nych” – jak sam mówi o osa­dzo­nych w budynku przy Miko­łow­skiej. Kapi­tan Brzo­ska – absol­went kul­tu­ro­znaw­stwa na Uni­wer­sy­te­cie Ślą­skim – stara się zapew­niać moż­li­wość spo­tkań z pisa­rzami czy muzy­kami, któ­rzy opo­wia­dają o swojej twórczości lub dają kon­cert dla aresz­tan­tów. Na jed­nym z kory­ta­rzy widać foto­gra­fie przed­sta­wia­jące mniej lub bar­dziej zna­nych arty­stów. Ten frag­ment budynku przy­po­mi­nał mi część szkoły pod­sta­wo­wej – ładne zdjęcia, wszystko równo powie­szone na ścia­nach z dokładnym opisem. Potem weszli­śmy do biblio­teki – tam w oczy rzu­cały się modele samo­cho­dów stra­żac­kich, wyko­na­ne przez osa­dzo­nych. Rów­nież ana­lo­gia do cza­sów szkol­nych – za młodu także wykonywaliśmy prace ręczne.

Cho­dzi­li­śmy po całym aresz­cie, mogli­śmy zaj­rzeć do pustych cel, zoba­czyć z góry spa­cer­niak, na któ­rym aku­rat znaj­do­wali się aresztanci. Poru­sza­jąc się po budynku, w pew­nym momen­cie zauwa­ży­łem dwóch więźniów roz­ma­wia­ją­cych przez budki tele­fo­nicz­ne. Jeden z wie­loma tatu­ażami przy­kuł moją uwagę.

W końcu dotar­li­śmy do kaplicy, gdzie miała odbyć się druga część wizyty w aresz­cie. Mogli­śmy podzi­wiać tam arty­styczne dzieła jed­nego z osa­dzo­nych – m.in. nama­lo­wane na ścia­nach podo­bi­zny Jana Pawła II czy Sio­stry Fau­styny, a także wypa­lane w drew­nie sta­cje drogi krzy­żo­wej. Kaplica posłu­żyła jako miej­sce pre­zen­ta­cji stworzonej przez pra­cow­ni­cę Insty­tutu Pamięci Naro­do­wej. Jej wykład doty­czył egze­ku­cji ska­za­nych na śmierć przez ścię­cie na gilo­ty­nie. Dosta­li­śmy od niej kartkę z opi­sem, jak kil­ka­dzie­siąt lat temu wyglą­dał prze­bieg wyko­na­nia wyroku – od momentu otwo­rze­nia celi po czyn­no­ści kata. Ska­zani zosta­wiali swoje ubra­nia, ich ostatni posi­łek skła­dał się z chleba, kawy i 3 papie­ro­sów, które im przy­słu­gi­wały. Mogli też napi­sać list do bli­skich, kilka ostat­nich słów w ich życiu. Egze­ku­cje odby­wały się o pół­nocy. Od pra­cow­nicy IPN dosta­li­śmy także ksią­żeczki, w któ­rych były dane zgi­lo­ty­no­wa­nych w kato­wic­kim aresz­cie. Imię, nazwi­sko, zawód, wiek – wszystko w kolej­no­ści alfa­be­tycz­nej, upo­rząd­ko­wane datami. Na slaj­dach mogli­śmy oglą­dać kilka bar­dziej zna­nych postaci, które w ten spo­sób zostały stra­cone. Jed­nym z nich był ksiądz Jan Macha, który po kilku mie­sią­cach posługi kapłań­skiej został aresz­to­wany. Dzia­łał w ruchu oporu (był to czas II wojny świa­to­wej). Poka­zano nam także stare plany mia­sta – szcze­gól­ną uwagę zwró­ci­łem na budy­nek aresztu, który został zapro­jek­to­wany w kształ­cie litery „Y”.  Wyja­śniono, że jest to naj­lep­sza forma budowli ze względu na moż­li­wość zapo­bie­ga­nia nie­bez­piecz­nym wyda­rze­niom na tere­nie pla­cówki. Podczas spotkania w kaplicy panowała poważna atmosfera, kolejne slajdy dawały do zrozumienia, jak okrutne były to czasy.

Nie było to wesołe doświadczenie. Wszy­scy w sku­pie­niu słu­chali o gilo­ty­nach, kacie, księ­dzu Masze oraz innych, któ­rych spo­tkał ten sam los. Mam nadzieję, że już ni­gdy nie prze­kro­czę progu żad­nego aresztu. Kraty, liczne zabez­pie­cze­nia, wąskie kory­ta­rze, cia­sne cele. Po dwóch godzi­nach pobytu w tym miej­scu odzy­ska­li­śmy nasze rze­czy i „wyszli­śmy na wol­ność”. Oni zostali. Na tydzień, mie­siąc, pół roku. Ale jed­nego mogą być pewni – nie zostaną potrak­to­wani gilo­tyną o pół­nocy.

 

Autor tekstu: Bartłomiej Gregorczyk

Post dodany: 13 maja 2017

Tagi dla tego posta:

areszt   Bartłomiej Gregorczyk   historia   Katowice   relacja   więzienie  

Używając tej strony, zgadzasz się na zapisywanie ciasteczek na Twoim komputerze. Używamy ich, aby spersonalizować nasze usługi i poprawić Twoje doświadczenia.

Rozumiem, zamknij to okno