facebook

Wpisz wyszukiwaną frazę i zatwierdź, używając "ENTER"

Kiedy gasną jupitery

Od lat na pierwszych stronach gazet i ustach kibiców są piłkarze. Niezależnie od wyników ciągle o nich mówią − raz lepiej, raz gorzej. W mediach widać pewnego siebie atletę, który bierze odpowiedzialność za porażkę. Jednak gdy dziennikarz odchodzi, kibice opuszczają stadion, a jupitery gasną, zostaje sam. Wtedy pokazuje swoje prawdziwe, często dramatycznie smutne oblicze.

Kibice to największa zmora piłkarskiego środowiska. Wszystko wiedzą lepiej niż zawodnik czy trener. Ośmielają się krytykować aktorów widowiska, często w sposób niebywale chamski, a wręcz wulgarny. Wielu z nich nigdy nie wybiegło na murawę, nie założyło „korków” i nie walczyło na boisku. Nie mają pojęcia o piłce nożnej, a kpią z graczy. Ich bezczelność jest bezkarna − bo sportowiec musi mieć silną psychikę. Stadionowe bydło − inaczej ich nazwać nie zdołam − nie zdaje sobie sprawy, do czego ich zachowanie może doprowadzić, bo w pewnym momencie piłkarz ma tego dosyć. Zadaje sobie niezwykle groźne pytania. Nie dają mu one spokoju. Aż wreszcie wokół niego roztacza się mistyczna mgła, oczom ukazuje się tunel. Gdy ruszy w jego kierunku, zaczyna tracić nad sobą kontrolę. Myśli krążą, wyobraźnia pracuje. A ciemność się zbliża, jest paraliżująca.
Nagle widzi czarnego psa. Zwierzę podąża tuż za nim. W pewnej chwili wykonuje ono skok i wpycha sportowca w śmiertelną otchłań, z której nie ma już wyjścia.
Tym „diabelskim psem” jest depresja.

Życie wypuszczone z rąk

Tak brzmi tytuł niezwykle poruszającej książki Ronalda Renga. Odnajdziemy w niej historię Roberta Enke, bramkarza Bundesligi oraz reprezentacji Niemiec. Mąż, ojciec, wspaniały przyjaciel i człowiek. Ale to tylko pozory. Poza żoną nikt nie zna prawdy, nikt nie dopytuje, nie interesuje się. Jak na boisku, kiedy przeciwnik wchodzi w pole karne w sytuacji jeden na jeden, jest sam przeciw wszystkim. Rywal oddaje morderczy strzał. Bramkarz próbuje interweniować, wyciąga się, ale nie daje rady. Przegrywa. Tak jak Enke. 10 listopada 2009 roku mroczny, niewidzialny ludzkim okiem przeciwnik wyprowadził śmiertelną kontrę – Enke zostawia list i rzuca się pod rozpędzony pociąg. Zgon na miejscu. Nie było szans na ratunek.
A zaczęło się od transferu do Barcelony. Dla wielu piłkarzy to spełnienie snów − który młody chłopak grający w piłkę nie chciałby wyjść na murawę Camp Nou przy aplauzie stu tysięcy ludzi? Jednak bramkarz nie przebił się do jedenastki Blaugrany. Presja była zbyt wielka. Nie dał rady. Wypożyczenie do Turcji tylko wzmogło jego niepewność. Po meczu, w którym wpuścił trzy gole, zerwał umowę. Pojechał do domu, do Niemiec. Wszystko wracało na odpowiednie tory − Enke grał w Hannoverze 96, dostawał szanse w reprezentacji narodowej, miał być podstawowym piłkarzem na mundialu w RPA. Wtedy jednak wydarzyła się kolejna, o wiele gorsza od nieudanego transferu, tragedia. Lara, jego córka, umierała. Lekarze nie potrafili jej pomóc. Ponowił się koszmar, z którego Enke już nie potrafił się uwolnić. Piekielne pęta choroby owijały się wokół niego, zaciskały pętle na szyi. To był jego koniec.

Zawsze będę przy Tobie

„Kibiców nie interesuje, jakim jesteś człowiekiem, dla nich liczysz się tylko jako piłkarz i idol z pierwszych stron gazet. Nikt nie pyta, kim jesteś, co lubisz. Piłkarze stają się niewolnikami własnego wizerunku, a to jest bardzo niebezpieczne”. Te słowa zawarł w swojej autobiografii jeden z najlepszych bramkarzy XXI wieku – Gianluigi Buffon. Graczowi PSG, do niedawna związanego z włoskim Juventusem, udało się pokonać depresję, która niszczyła go przez rok. Ale Buffon jest inny niż Enke. Potrafi powiedzieć otwarcie o swojej chorobie. Nie wszyscy mają na tyle silną wolę, żeby to zrobić.
Momentem zwrotnym w życiu Buffona był przegrany finał Ligi Mistrzów. Jego Juventus mierzył się na legendarnym angielskim obiekcie, Old Trafford, z Milanem. Ten mecz miał ogromny wpływ na zawodnika. Po nim Buffon stracił pewność siebie, która u bramkarza jest niebywale ważna. Spotkania w jednej chwili przemieniły się w piekło. Dopiero podczas Mistrzostw Europy w Portugalii odnalazł spokój. Miał jedną, niezbyt dobrą interwencję. Wyręczył go obrońca i powiedział: „Nie martw się. Zawsze będę przy Tobie”.

Mroczna Katalonia

Presji kibiców FC Barcelony nie można porównać z naciskiem w żadnym innym klubie świata. Hasło od lat przyświecające drużynie ze stolicy Katalonii (més que un club) z każdym kolejnym rokiem blednie w oczach. Wymagania fanów są tak wielkie, że zawodnicy reprezentujący barwy Barcelony coraz częściej popadają w kłopoty. Nie da się grać na swoim poziomie, wiedząc, jak wiele żądają od ciebie kibice, o czym przekonał się reprezentant Portugalii, André Gomes.
Transfer Gomesa do Barcelony okazał się chybiony, nie tylko ze względu na jego grę. Kwota 70 milionów euro, wliczając w to dodatki, takie jak 15 milionów za zdobycie Złotej Piłki (trofeum dla najlepszego gracza świata) może przytłoczyć. Presja z każdym kolejnym złym występem rosła, a Gomes nie potrafił sobie z nią poradzić. Dopiero gdy przeniósł się w inne środowisko, pozbył się uczucia ciągłych wymagań, które go niszczyło.
Kiedy zagłębimy się w historie klubu, to odnajdziemy innych zawodników zmagających się z problemem depresji. Choćby wirtuoz środka pola, Andres Iniesta. Dla wielu po dziś dzień jest jednym z najlepszych pomocników w historii futbolu. Jednak nawet on nie uchronił się przed „czarnym psem”, choć jego przypadek różni się od pozostałych.
Iniesta wpadł w szpony choroby tuż po historycznym wyczynie swojego klubu, który zdobył wszystkie tytuły w Hiszpanii i Europie. Wtedy jego wieloletni przyjaciel, Daniel Jarque, zmarł. Atak serca. Andres załamał się, stracił chęć do życia. Niezbędna była pomoc medyczna. Kto wie, jak dalej potoczyłyby się jego losy, gdyby nie psycholog i psychiatra.

Diabelny „Kocioł Czarownic”

Choć nigdy tego oficjalnie nie stwierdzono, śmiem twierdzić, że na pewnym etapie swojej kariery depresję przeżywał także Kazimierz Deyna. Kiedy przyjrzymy się jego biografiom autorstwa Stefana Szczepłka i Romana Kołtonia, zobaczymy obraz piłkarza-geniusza, poza tym ułożonego męża, wzorowego ojca, część wielkiej Legii lat 60. i 70., kapitana reprezentacji Polski. Kiedy jednak zagłębimy się w szczegóły, odnajdziemy bardzo niepokojący przekaz. Z jego medialnych wypowiedzi, często bardzo krytycznych, zobaczymy, jak bardzo był podatny na depresję. Presja kibiców Legii od lat, tak jak w Barcelonie, jest przeogromna. Wymagali od niego rzeczy wręcz niemożliwych. Żądali, aby w pojedynkę wygrywał spotkania.
Z drugiej strony ciosy zadawali mu kibice reprezentacji. Chyba nigdy w historii światowego sportu nie było drugiej takiej sytuacji jak tej z meczu przeciwko Portugalii na Stadionie Śląskim. Deyna przepięknym uderzeniem bezpośrednio z rzutu rożnego zdobył bramkę na wagę remisu i awansu na mundial w Argentynie. Mimo to kibice zgormadzeni na tym legendarnym obiekcie przez całe spotkanie niemiłosiernie wygwizdywali kapitana reprezentacji. Sam Deyna po tym spotkani deklarował, że więcej w „Kotle Czarownic” już nie zagra. Jego frustrację potęgował fakt niewielkich zarobków w ówczesnej Polsce, a także brak możliwości wyjazdu do klubu zagranicznego. Za czasów PRL-u zawodnik, aby otrzymać możliwość gry w zagranicznej drużynie, musiał ukończyć 29 lat – to prawie jak piłkarska emerytura. Dodatkowo zgodę na transfer przed granicą tego wieku otrzymał Gadocha, z którym grał w jednej drużynie.
Legendarny sportowiec zginął w wypadku pierwszego września 1989 roku w San Diego, choć nie jestem do końca przekonany, czy sam go nie spowodował z pełną wolą i świadomością.

Kulisy piłkarskiego świata są wypełnione tego typu historiami. Dla piłkarzy i klubów to temat tabu. Czasami nie zdajemy sobie sprawy, jak kibice czy dziennikarze potrafią wpłynąć na los zawodnika. Często nieświadomie, w przypływie gniewu czy frustracji, rzucimy z wysokości trybun frazy, które mogą zaboleć. Powinniśmy postawić się na miejscu futbolowych aktorów i zastanowić się, czy nasze słowa mogą nie być początkiem drogi ku mrocznej mgle i ciemnemu tunelowi. Może to my dla nich jesteśmy tym „czarnym psem”, który wypycha ich w otchłań szaleństwa, która nieuchronnie może doprowadzić do fatalnego w skutkach końca.

Tekst: Piotr Tomalski

Źródła:
R. Renge, R. Enke: Życie wypuszczone z rąk;
R. Kołtoń: Deyna, czyli obcy;
S. Szczepłek: Deyna, Legia i tamte czasy;
G. Buffon, R. Perrone: Gigi Buffon. Numer 1.

Post dodany: 11 grudnia 2018

Tagi dla tego posta:

depresja   kibice   Piotr Tomalski   piłka   piłka nożna   piłkarze   presja   psychika   samobójstwo   sport   sława  

Używając tej strony, zgadzasz się na zapisywanie ciasteczek na Twoim komputerze. Używamy ich, aby spersonalizować nasze usługi i poprawić Twoje doświadczenia.

Rozumiem, zamknij to okno