facebook

Wpisz wyszukiwaną frazę i zatwierdź, używając "ENTER"

Jedna kreska

Nie będzie dzisiaj o Requiem dla snu. Mimo to muszę zadać Wam jedno pytanie: Wiecie, ile dzieli nas od zagłady? Jedna kreska. Chociaż to wizja lekko przesadzona, godna Efektu motyla, to jednak ma dużo sensu, gdy zauważymy pewną różnicę w dwóch słowach…

Są one mocno połączone z nowoczesnym światem. Przedstawiają pojęcia z dziedzin nauki –mimo że powiązanych, to jednak odrębnych. Oba zawierają trzy litery – wybrzmiewa w nich wielki świat. W wierszu tworzyłyby nawet rym męski. O jakie frazy chodzi? Cóż, o te, o które walczą „zieloni” oraz nowo narodzeni coache/psychologowie spod znaku profesora Freuda. Przed państwem walka między ECO a EGO, którą postaram się przedstawić z bardzo sceptycznego punktu widzenia. Zaznaczam: nie mam na celu określać, który z oponentów jest dobry, a który zły. To zostawiam Wam. (Napisałem ten tekst, nie każcie mi jeszcze za Was myśleć!).

Różnice w budowie i znaczeniu                                                                                                                                              Jak widać na obrazku zamieszczonym obok artykułu, różnica jest niewielka. Ot, jedna kreska w środkowej literze. A zmienia nie tylko znaczenie słowa, a znaczenie życia. I tak jak ono ma dobre i złe strony. ECO to połączenie z Gają, dbanie o środowisko, bycie jednością z naturą. EGO jest trochę bardziej rozbudowane. Teoretycznie to jedna z trzech struktur osobowości, często pojmowana jako „Ja”. To część nas, którą jesteśmy na co dzień; ta, która myśli i działa w teraźniejszości. Co oznacza tylko tyle: liczy się obecna chwila. Niektórzy mogliby nazwać tę część „YOLO” (ang. You Only Live Once).

Żyje się tylko raz – przynajmniej w odniesieniu do większości wierzeń czy przemyśleń agnostyków/ateistów. Tylko co potem? I nie chodzi o miejsce uświęcone / wieczne potępienie / bezkresną pustkę. Potem nastaje nowe życie, przekazane dalej. Czy egzystencja potomków nas obchodzi?

Ziemia dla Ziemian!                                                                                                                                                                    Według pojęcia ECO – powinna. Ekologia z greki to połączenie słów domprawo. Raczej nie chcielibyśmy, żeby dom, który nam przekazują przodkowie, był w stanie katastrofalnym. Tak samo nie chcielibyśmy, by nasz glob – który jest największym odpowiednikiem naszego domu – zszedł na skraj tragedii. Ekolodzy biją co chwila na nowe alarmy. Dlaczego zatem im nie ufamy? Możliwe, że przez niechęć do zmian w sposobie życia. Na siłowniach czy w domowym zaciszu, podbudowani argumentami EGO, próbujemy zrobić dwieście przysiadów, żeby wyrobić ciało – idealnego awatara naszego jestestwa. A jednak ciężko schylić się po papierek, który upadł. Inny przypadek pochodzi z książki Gringo wśród dzikich plemion Wojciecha Cejrowskiego (można go lubić lub nie, jednak odmówić mu dobrej argumentacji nie mogę). Podawane tam przykłady z dzikimi zwierzętami połykającymi worki nylonowe wyglądające jak meduzy czy nakrętki od napojów łudząco przypominające soczyste owoce egzotycznych roślin może „zalatują” odległymi przygodami i fikcją pisarską. Możliwe.

Więc dlaczego wierzymy w samodoskonalenie i skupienie na celu? Celu, jakim jest nasza osoba, czy nawet społeczność (z chwili obecnej), utrwalona w dalekich ideałach ─ tak dalekich, że trzeba poświęcić więcej, niż tylko własne siły, aby doszło do skutku. Przecież poprzednim pokoleniom się udawało, dlaczego zatem nam ma się nie udać? A ci ekolodzy przecież wymyślają to, żeby tylko było wokół nich głośno, i zrzucają na nas obciążenia związane z korzystaniem z dobrodziejstw jakie oferuje świat. To prawda. Patrząc nawet przez pryzmat Pisma Świętego (napisanego przez EGO pod wpływem teoretycznego SUPEREGO), Ziemia została dana we władanie człowiekowi. I to my z niej korzystamy według własnych upodobań. Czy na pewno? A ograniczenia w spalaniu? Rodzaje żarówek? Kary za złamanie przepisów? Wegetarianizm jako moda, a nie chęć zapobieżenia cierpieniu zwierząt? Przecież nie tak nas uczono od zarania dziejów.

Polityka ECO czy EGO- polityka?                                                                                                                                          Temat pogarsza zła polityka. O tym nigdy nie napiszę, jednak jeśli na coś narzekać, to zawsze na nią. Co śmieszne, według jednej z kluczowych postaci w filozofii i polityce, Hannah Arendt, polityka to dbanie o przyszłe pokolenia. Czyli znów ECO, a nie, jak nam się wydaje w większości przypadków, EGO. Chodzi mi też o politykę prowadzoną przez organizacje, które wspierają jedną bądź drugą stronę. Mało kto lubi demonstracje, tym bardziej kiedy oskarża się każdego z nas o udział w skażeniu i niszczeniu domu, jakim jest nasza Ziemia. Myślimy – to nie są ekolodzy. Ekolog to ktoś, kto zmienia i walczy w terenie o środowisko, a nie skanduje na środku ulicy.

Darwin byłby dumny                                                                                                                                                                  Jednak ich myślenie jest inne: oni sądzą, że tak jak w słowie, tak i tutaj jedna kreska, którą może być każdy z nas, jest w stanie coś zmienić.

Inni znowu pomyślą: „Nie zmienię nic, dobrze mi tak, jak jest; przesadzają – skoro natura jest taka silna, to wytrwa, a że my jesteśmy jej częścią, to damy radę”.

Co myślę ja? Bądźmy EGO ergo ECO. Myślmy o nas jako przyszłości, którą nam stworzono, i przyszłości jako teraźniejszości, którą my tworzymy. Na koniec dodajmy jedno słowo do pojedynku: EVO. Wyjdźmy i ewoluujmy ponad to, co nas dzieli, i skupmy się na życiu. Bo o to tak naprawdę chodzi.

 

Autor tekstu: Miłosz Koenig

Post dodany: 22 kwietnia 2017

Tagi dla tego posta:

ekologia   Miłosz Koenig   ratunek dla Ziemi   środowisko   Ziemia  

Używając tej strony, zgadzasz się na zapisywanie ciasteczek na Twoim komputerze. Używamy ich, aby spersonalizować nasze usługi i poprawić Twoje doświadczenia.

Rozumiem, zamknij to okno