facebook

Wpisz wyszukiwaną frazę i zatwierdź, używając "ENTER"

Gdybyś mógł być sędzią…

A gdyby to od nas zależało, jak potoczą się dalsze losy bohatera? Winny czy niewinny? Dożywocie czy będzie lepiej, jak puścimy go wolno? Trudny wybór, prawda? Takie zadanie stało przed widzami, a w zasadzie uczestnikami, spektaklu Terror prezentowanego przez Teatr Śląski.

Teatr… pierwsze skojarzenie? Scena, a przed nią wiele siedzeń, kurtyna. Tym razem było nieco inaczej. Po wejściu na salę mogliśmy ujrzeć ławy, niczym w sądzie. Sala dzieliła się na dwa poziomy. Parter, na którym odbyło się całe przedstawienie, lecz na nim również znajdowały się miejsca dla widowni oraz balkony, dzięki którym mogliśmy obserwować wszystko z góry.

O godzinie 19 wybrzmiał głos: „Proszę wstać, sąd idzie”. Odbiorcy, nieco zmieszani, zrobili to, co im kazano, a chwilę później na sali pojawili się sędzia, ławnicy, prokurator, obrońca i oskarżony, chociaż on był na tej sali jeszcze przed nami.

Czego dotyczyła sprawa? Lars Koch, major lotnictwa, miał przed sobą trudne zadanie. Jeden z samolotów Lufthansy został porwany przez terrorystów. Na pokładzie znajdowały się 164 osoby. Zamachowiec-samobójca planował uderzyć samolotem w wypełniony po brzegi stadion, na którym było ponad 70 tysięcy kibiców. Pomimo zakazu Lars zestrzelił samolot, wskutek czego wszyscy pasażerowie zginęli.

Przesłuchano dwóch świadków – kolegę głównego bohatera oraz żonę jednego z pasażerów. Dwa skrajne zeznania. Jedno pełne nieznanych dla przeciętnego odbiorcy, specjalistycznych, wojskowych pojęć, a drugie przepełnione emocjami. Jedni mówili, iż Lars zabił 164 osoby, a inni, że poświęcił 164 osoby w celu uratowania ponad 70 tysięcy.

Obrońca z całych sił bronił oskarżonego, za to pani prokurator uderzała w bardzo czułe punkty. W pewnym momencie, pod wpływem emocji, zapytała Kocha, czy gdyby musiał zrobić dokładnie to samo raz jeszcze, czy by się zdecydował. Odpowiedział bez wahania, że tak. A co gdyby na pokładzie znajdowała się jego żona i dzieci? Wszyscy wzdrygnęli, czekali na odpowiedź, której ostatecznie nie uzyskali.

Pojawiło się wiele niewyjaśnionych kwestii, gdyż cała akcja, powietrzna, trwała ponad 50 minut, a więc w tym czasie udałoby się ewakuować kibiców ze stadionu. Co gdyby Lars nie zestrzelił samolotu, a pasażerowie udaliby się do kokpitu w celu, jakiegokolwiek, powstrzymania terrorysty, a mieli taką możliwość, o czym dowiadujemy się z zeznań świadka?

Najciekawszą częścią były, mimo wszystko, przemowy końcowe stron. Pani prokurator starała się wytłumaczyć nam, jak wielki błąd popełnił oskarżony, gdyż powinien zostawić sprawę samej sobie. Twierdziła, że według Immanuela Kanta powinniśmy kierować się prawem i konstytucją, a nie przekonaniami własnymi. Słowa te podważył obrońca, który stwierdził, że jeżeli faktycznie mamy zawsze się kierować mówieniem prawdy, to co zrobilibyśmy, gdyby do naszych drzwi zapukał seryjny morderca i powiedział nam, że chce zabić naszego przyjaciela. Według Kanta nie możemy skłamać, więc wskażemy miejsce, gdzie nasz przyjaciel w danym momencie się znajduje, tak?

Doskonała polemika między stronami. Kiedy myślisz, że nie można już tego podważyć, druga strona zaskakuje cię bardzo mocnym argumentem. Pod tym względem, spektakl świetnie przygotowany. Przepełniony manipulacją i rywalizacją, kto przekona więcej ludzi do swojego zdania. Po pewnym czasie zapomniałam już, że jestem w teatrze, gdyż czułam się jak na dobrze merytorycznie przygotowanej rozprawie sądowej.

Spektakl tak naprawdę toczył się wokół ważnego dla społeczeństwa pojęcia jakim jest godność człowieka. Przecież życie każdego z nas jest tak samo cenne i ważne, nie możemy na nie patrzeć przez pryzmat jakichkolwiek miar, czy wartości. Niezależnie od tego jakimi ludźmi jesteśmy, jakie mamy przekonania, poglądy, mamy jedno wspólne prawo, jakim jest prawo do życia i nikt nie może nam go odebrać wbrew nam.

Elektorat, z którym miałam przyjemność brać udział w tej sztuce zagłosował, iż Lars jest niewinny i należy go wypuścić na wolność. Przyznam, że należałam do tej drugiej części, która była za skazaniem Kocha, dlatego w momencie wyświetlenia wyniku, po uprzednim podniesieniu kartek za lub przeciw, na sali pojawił się zdecydowany okrzyk radości i ulgi, lecz nie z mojej strony.

Mimo to należy zadać sobie jedno, zasadnicze pytanie, mianowicie, czy w tej sprawie jakiekolwiek wyjście było słuszne? W tym przypadku żadna decyzja nie jest dobra, a mimo to należało ją podjąć. A Ty? Byłbyś za skazaniem oskarżonego na dożywocie czy za puszczeniem go wolno?

 

Autor: Daria Holeczek

Post dodany: 20 marca 2018

Tagi dla tego posta:

Daria Holeczek   obrońca   prokurator   rozprawa   sąd   sędzia   spektakl   Teatr Śląski   Terror  

Używając tej strony, zgadzasz się na zapisywanie ciasteczek na Twoim komputerze. Używamy ich, aby spersonalizować nasze usługi i poprawić Twoje doświadczenia.

Rozumiem, zamknij to okno