facebook

Wpisz wyszukiwaną frazę i zatwierdź, używając "ENTER"

#festiwalowa #enklawa

Słyszysz – wakacje, myślisz – festiwal? Do Jarocina i Gdyni masz za daleko, a na początek sierpnia (akurat wtedy, kiedy w Katowicach odbywa się OFF Festival) masz już plany? A może tym razem wybierzesz kierunek Lubiąż? Dominika Gnacek rozmawia z dyrektor programową SLOT Art Festivalu, Aleksandrą Zając.

DG: SLOT czyli Stowarzyszenie Lokalnych Ośrodków Twórczych. Z angielskiego slot to m.in. gniazdo. W tym kontekście można tłumaczyć SLOT Art Festival jako Festiwal Sztuki Gniazda. Czy takie rozumienie jest prawidłowe, czy poszłam za daleko?
AZ: Podoba mi się pomysł z gniazdem; chyba nikt jeszcze nie szedł tym tropem. (śmiech) SLOT Art Festival wziął swój początek ze spotkania po koncercie zespołu No Longer Music, który, pomimo oficjalnego zakazu, wystąpił w Jarocinie na początku lat 90. Zrobiono „zlot”, slangowo nazywany „slotem”, co miało brzmieć bardziej zachodnio i nonszalancko, a z niego wyewoluował SLOT Art Festival. Poszukując znaczeń w języku angielskim, warto zwrócić uwagę na tłumaczenie raczej jako „szczelina”. SLOT Art Festival był przedstawiany jako szczelina w codzienności, w rutynie, w wyścigu szczurów. Wyłom w tym wszystkim, co nas otacza na co dzień, enklawa, która będzie dowodem na to, że można inaczej funkcjonować. Gdy nadszedł czas założenia formalnej struktury, która pozwoliłaby kontynuować SLOT Art Festival, SLOT mimowolnie stał się akronimem, do którego wymyślono rozwinięcie jako Stowarzyszenie Lokalnych Ośrodków Twórczych. (śmiech) A więc nie jest to skrót od nazwy stowarzyszenia, tylko nazwa powstała z próby rozwinięcia tego słowa.

Festiwal odbywa się w murach pocysterskiego zespołu klasztornego w Lubiążu. Jeśli nie ma się świadomości, że obiekt został zsekularyzowany, informacja o miejscu imprezy może wywołać oburzenie, że klasztor jako miejsce kultu religijnego nie powinien stanowić przestrzeni imprezowej. Nie obawialiście się krytyki?
Festiwal w tym miejscu odbywa się od 2011 roku. Wcześniej był zlokalizowany na Mazurach w giżyckiej Twierdzy Boyen. Rosnące zainteresowanie ze strony uczestników sprawiło, że konieczne stało się znalezienie większego obiektu – i tak, z polecenia znajomego, ekipa trafiła do Lubiąża. Podstawowe wątpliwości, które się wtedy pojawiły, to po pierwsze: czy będą w stanie zorganizować festiwal w tym gigantycznym kompleksie, zupełnie pustym, surowym, pozbawionym prądu, wody i jakiejkolwiek infrastruktury. Po drugie: czy ktokolwiek tam przyjedzie – już nie nad mazurskie jeziora, ale do zupełnie nieznanej wioski na Dolnym Śląsku. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że mamy tam zabytek tej klasy – po hiszpańskim Eskurialu to największy barokowy obiekt sakralny w Europie. I najdłuższa barokowa fasada!

Kontrowersja, o którą pytasz, dotycząca zderzenia sacrum i profanum, także jest żywa. Ciągle otrzymujemy pytania, na przykład czy prowadzenie warsztatów w katedrze jest stosowne. Pojawiają się prośby, aby zachować szacunek do miejsca, w którym był ołtarz. Do każdego z tych głosów podchodzimy z dużą uwagą – wielu z nas również jest katolikami i czujemy duszę tego miejsca. To przywilej przebywać w tej niezwykłej architekturze. Myślę, że dla wielu osób wyrwanie się z blokowiska i pomieszkanie przez tydzień w cieniu barokowych murów to niezwykłe doświadczenie. To miejsce znowu zaczyna żyć. Po setkach lat, mrocznych momentach i funkcjach, które pełniło w historii, znowu staje się miejscem spotkania, refleksji, modlitwy, tworzenia… Napełnia się życiem.

fot. Mateusz Bilski

W wywiadzie dla Cogito powiedziałaś, że SLOT jest dla Ciebie prototypem miasta. Skojarzyło mi się to z programem Me&MyCity, który działa w fińskim systemie edukacji. Uczniowie jadą na wycieczkę do jednego ze specjalnie przygotowanych miniaturowych miast, w którym wcielają się w różne role, w różne profesje i mają za zadanie zadbać o to, by miasteczko funkcjonowało prawidłowo. Wcześniej omawiane są zestawy problemów, z którymi mogą się zderzyć w ramach społeczności. Celem projektu jest zapoznanie się z podstawami oraz wyzwaniami ekonomii i społeczeństwa. SLOT działa podobnie – buduje się miasteczko, w którym każdy może przyjąć odpowiedzialną rolę…
Zgadza się. Me&MyCity to świetny program, bardzo inspirujący! W tym momencie rozważamy dołączenie do Erasmusa i przygotowanie projektu w międzynarodowym partnerstwie, więc być może ten fiński projekt będzie dla nas jakimś tropem.

Erasmus? Fantastycznie! Jak sądzisz, może udałoby się opracować podobny do fińskiego system, w który zaangażowana zostałaby przede wszystkich młodzież?
Intensywnie o tym myślimy, ponieważ mamy świadomość, że SLOT stał się czymś więcej niż tylko festiwalem. Tysiące ludzi przyjeżdżają co roku i ładują tam wewnętrzne baterie, ale później pozostaje 11 miesięcy, które trzeba jakoś zagospodarować. Chcielibyśmy utrzymywać kontakt z uczestnikami. Wiele pomysłów wyrasta oddolnie. Z inicjatywy ludzi, którzy jeździli na festiwal, czytali o SLOT DNA, znali się z organizatorami, w kilku miastach w Polsce powstały lokalne minisloty. Obecnie w Rzeszowie działa SLOT Cafe, gdzie co piątek grupa znajomych organizuje inne, otwarte wydarzenie. Na Pomorzu odbywają się tzw. SLOT Daye – jednodniowe festiwale, organizowane we współpracy z miastem. W Poznaniu jest grupa zarządzająca centrum kultury, gdzie również odbywają się SLOT Dni. Dostrzegamy tę energię, która płynie od dołu, chcielibyśmy umiejętnie ją wspierać i zasilać. Sami realizujemy projekt pod nazwą SLOT Train – to połączenie podróżowania po Polsce ze szkoleniami i warsztatami dla „slotowych”wolontariuszy i aktywistów. Ich motywem przewodnim są tematy istotne przy współpracy zespołowej i organizowaniu wydarzeń.

fot. Mateusz Szklarski

A czy na Górnym Śląsku też znajdziemy ambasadorów SLOT-u?
Przez pewien czas w Gliwicach działała silna ekipa. Jej częścią był Krzysiek Słaboń – poprzedni dyrektor programowy festiwalu. Tam znajduje się również kawiarnia Kafo, wokół której krąży nasza społeczność. Kawiarnię prowadzi Mistrz Polski Baristów, który co roku przyjeżdża do nas Kafarem, czyli foodtruckiem serwującym kawę. We Wrocławiu jest tzw. SLOT Starter, kameralne miejsce spotkań szefów ekip i wolontariuszy…

Na stronie piszecie: „Po pierwsze jest to festiwal ludzi i spotkanie. Dopiero potem muzyki, imprez i warsztatów”. Czy na SAF-ie chodzi o grupę, społeczność, poczucie wspólnoty czy raczej o jednostkę, indywidualizację, własną tożsamość? Co jest ideą przewodnią – odkrycie wspólnoty myśli czy swojego własnego „ja”? Chodzi o piękno ludzi czy piękno pojedynczego człowieka?
Myślę, że oba wymiary są dla nas ważne – z jednej strony dostrzeżenie każdego takim, jakim jest i pozwolenie, żeby jego indywidualność mogła wybrzmieć. Z drugiej strony istotne jest takie zaplatanie niteczek, żeby siła naszej wspólnej pracy budowała większą całość. Jeden z naszych gości specjalnych – Krzysztof Czyżewski, który na co dzień prowadzi Ośrodek „Pogranicze” w Sejnach – mówił, że żyjemy w czasach szalejącego indywidualizmu, wielkich gwiazd i samorozwoju, a bardzo potrzebujemy nauczyć się budować dzieła zbiorowe. To znaczy takie, w których unikalność każdego z nas złoży się na większą całość i poczujemy wartość wspólnoty. Materializacją takiego dzieła jest także taka katedra. Dla Krzysztofa SLOT jest właśnie przykładem takiego miejsca, gdzie ta suma wyjątkowości jednostek składa się na coś pięknego i większego niż tylko suma jednostek.

fot. Mateusz Szklarski

Co ważne – każda jednostka, każdy uczestnik może przyczynić się do budowy festiwalu jako wolontariusz lub prowadzący warsztaty. Mieliście np. sztukę malowania na wodzie, akrobatykę powietrzną, naukę gry na Djembe, a nawet podstawy kiszenia i fermentacji. W zeszłym roku w programie zadebiutowało także tzw. Miejsce Akcji Satyrycznych. Tym razem również przewidujecie stand-upy i improwizacje komediowe?
Oczywiście! W zeszłym roku gościliśmy np. Mateusz Marka, który na co dzień gra w zespole Sekcja Muzyczna Kołłątajowskiej Kuźni Prawdziwych Mężczyzn oraz pracuje w szpitalu jako klaun z Fundacji Czerwone Noski. Wspólnie z nim występowała nasza dotychczasowa uczestniczka, Natalia Cyran, fantastyczna dziewczyna z wrocławskiej grupy Irga. Ta seria sekcji programowych jest bardzo świeża, pojawiła się niespodziewanie, a została świetnie przyjęta i na pewno w tym roku będziemy ją kontynuować.

#TWÓRCZOŚĆiROZWÓJ to jeden z elementów genotypu SAF-u, określanego jako SLOT DNA. Ale mówicie też o #WOLNOŚCI i #SPOTKANIU ludzi różnych kultur, światopoglądów. Owa otwartość na innych, na unikalną odrębność jednostki, tworzy skojarzenie z Pol’and’Rock Festivalem, czyli dotychczasowym Woodstockiem.
To porównanie bardzo mnie cieszy. Myślę, że jest nam blisko do Woodstocku – festiwalu tworzącego atmosferę, w której ludzie czują się wolni, ale też okazują wiele miłości wobec siebie nawzajem. Tym, co odróżnia SAF od Woodstocka jest na pewno skala, ale także zakres odpowiedzialności uczestników. Na SLOCIE ogromną część infrastruktury festiwalowej budują wolontariusze, mogą więc zobaczyć naocznie, jak od zera powstaje miasteczko. Elementem odpowiedzialności za siebie nawzajem jest także umowa, że na terenie festiwalu nie ma alkoholu ani narkotyków. Sprawia to, że ta przestrzeń jest wyjątkowo bezpieczna. Jak dotąd udaje się przestrzegać tej zasady. Te 4-5 dni to dość krótki czas, więc staramy się intensywnie być ze sobą nawzajem, chłonąc ten czas nie tylko rozrywkowo – poprzez udział w tym, co oferuje program, ale też bardzo świadomie, na poziomie duchowym.

 

Wywiad: Dominika Gnacek
Zdjęcie główne: Tomasz Kiliszek

Post dodany: 2 maja 2018

Używając tej strony, zgadzasz się na zapisywanie ciasteczek na Twoim komputerze. Używamy ich, aby spersonalizować nasze usługi i poprawić Twoje doświadczenia.

Rozumiem, zamknij to okno