facebook

Wpisz wyszukiwaną frazę i zatwierdź, używając "ENTER"

Człowiek bez barier

Od dwudziestu sześciu lat porusza się na wózku, nie może samodzielnie jeść, pisać, a nawet oddychać. Dokonuje jednak wspaniałych rzeczy, pomaga potrzebującym, angażuje się charytatywnie, inspiruje nie tylko osoby z niepełnosprawnościami. Jak każdy z nas ma swoje pasje, a w czerwcu tego roku ukończył psychologię na Uniwersytecie Śląskim. Poznajcie Janusza Świtaja – Człowieka bez barier.

DJ: Kiedy uległ Pan poważnemu wypadkowi, złożył Pan wniosek o zaprzestanie uporczywej terapii. Jakie ma Pan podejście do życia dzisiaj?

JŚ: Wypadek przydarzył mi się dwa tygodnie przed osiemnastymi urodzinami. To, co przeżywałem od dnia tego tragicznego wydarzenia, trudno jest opisać słowami. To był wielki dramat i koszmarne zderzenie się z nową rzeczywistością. Choć lekarze nie dawali mi szans na przeżycie, w bardzo ciężkim stanie przetrwałem kolejne tygodnie, miesiące i lata. Poza personelem medycznym zawdzięczam to moim rodzicom, którzy poświęcili mi całe swoje życie, otaczając opieką. Sześć lat spędziłem na oddziale intensywnej terapii, po czym wróciłem na stałe do domu. Po kolejnych ośmiu latach widziałem, że rodzice są coraz bardziej wyczerpani opieką nade mną, sprawowaną dzień w dzień przez całą dobę. Nie chciałem dłużej patrzeć, jak opadają z sił. W chwili, kiedy i mnie wyczerpały się rezerwy wytrwałości i wytrzymałości, postanowiłem napisać do sądu wniosek o zaprzestanie uporczywej terapii i odłączenie mnie od respiratora, gdy zabraknie jednego z rodziców. Dzisiaj na ten trudny okres w moim życiu patrzę z lekkim niedowierzaniem i zastanawiam się, skąd nasza trójka wzięła siły, aby przetrwać tyle lat w tak ekstremalnych warunkach. Nadal nie jestem w idealnym stanie. Nie potrafię swobodnie zaczerpnąć oddechu ani wykonać samodzielnie najmniejszego ruchu ręką czy nogą. Mimo to, dzięki rozwojowi technologicznemu, pomocy i wsparciu innych osób, moja obecna sytuacja nie jest aż tak nieznośna, jak przed laty. Wytrzymuję, spełniam się i realizuję, a nawet dość często odczuwam radość z życia.

Co spowodowało zmianę nastawienia do życia?

Pomogła mi stała pomoc ze strony instytucji naszego państwa – możliwość uczęszczania na rehabilitacje i korzystania ze specjalistycznych sprzętów, takich jak wózek czy respirator. To również zasługa realnych szans rozwoju osobistego, kontaktów z ludźmi, brania udziału w różnych wydarzeniach, planowania wyjazdów i wycieczek oraz czerpania ogromnej radości z ich przeżywania. Dużo dało mi też poczucie, że jestem potrzebny światu. Pomimo moich fizycznych ograniczeń dalej mogę pomagać innym. Skoro los chciał, abym miał inne życie, niż planowałem, to po zmianach, które przyniósł mi rok 2007, postanowiłem wykorzystać nowe możliwości i stworzyć odmienną perspektywę swojej przyszłości.

Pomimo fizycznych ograniczeń jest Pan bardzo aktywny. Czym się Pan zajmuje w wolnym czasie?

Uwielbiam podróże oraz jednodniowe wycieczki. Pasjonuję się fotografią, lubię słuchać muzyki i oglądać filmy. Angażuję się w różne akcje i biegi charytatywne. Interesuję się również sportem – kibicuję siatkarzom Jastrzębskiego Węgla i staram się nie opuszczać żadnych meczy rozgrywanych na naszej hali sportowej. Wspieram też polską drużynę skoczków narciarskich i od lat przyjeżdżam na zawody do Wisły. Dużo czasu poświęcam na pracę w fundacji „Mimo Wszystko”, rehabilitację i odpoczynek. Aktywny tryb życia dobrze wpływa na moje samopoczucie. Dłuższe leżenie w łóżku o wiele bardziej mnie męczy niż najbardziej wymagająca forma działania. W ten sposób staram się nadrobić stracone pierwsze piętnaście lat po wypadku.

W jaki sposób pomogła Panu fundacja „Mimo Wszystko”? 

Fundacja Anny Dymnej była pierwszą dużą organizacją, która zaoferowała mi stałe wsparcie. Dzięki zebranym funduszom mogłem zakupić specjalistyczny wózek z respiratorem. Wcześniej nawet nie przeszło mi to przez myśl, gdyż taki sprzęt jest niezwykle drogi. Pani Ania Dymna dała mi również pracę, która sprawiła, że uwierzyłem we własne możliwości. Fundacja „Mimo Wszystko” nadała sens mojemu życiu.

W 2014 roku został Pan wybrany „Człowiekiem bez barier”. Na czym polega to wyróżnienie i co przyczyniło się do jego uzyskania?

Jest to jeden z najbardziej prestiżowych konkursów w Polsce w środowisku osób z niepełnosprawnościami. Przy wyborze laureata nagrody na pewno brana była pod uwagę moja ogólna postawa, jaką przyjąłem po 2007 roku. Pomimo całkowitej niepełnosprawności ruchowej i niemożności samodzielnego oddychania ukończyłem liceum oraz zdałem maturę. Być może do otrzymania tego wyróżnienia przyczyniło się również poprowadzenie przeze mnie interesującej wyprawy – wraz z siedmioma innymi osobami poruszającymi się na wózkach zdobyłem „szczyt K2”, czyli krakowski Kopiec Kościuszki. Główna statuetka oraz tytuł „Człowieka bez barier”, poza radością i satysfakcją, dają mi bardzo dużo energii do stawiania sobie kolejnych wyzwań. Nie ukrywam, że bardzo podtrzymywało mnie to w trakcie studiowania.

Niedawno ukończył Pan psychologię na Uniwersytecie Śląskim. Jak wspomina Pan okres studiów?

Bardzo miło wspominam ten czas i myślę, że wykorzystałem go najlepiej, jak tylko mogłem. Stale angażowałem się w różne akcje organizowane przez pracowników Biura ds. Osób Niepełnosprawnych, uczęszczałem na dodatkowe warsztaty, jeździłem na integracyjne turnusy. Podczas takich wyjazdów powstawały pomysły, którymi zajmowaliśmy się po powrocie. Ta aktywność została dostrzeżona – pod koniec drugiego roku otrzymałem prestiżową nagrodę JM Rektora za działalność na rzecz UŚ i studiujących osób z niepełnosprawnościami. 

Jeżeli chodzi o naukę, to najtrudniejszy na psychologii jest trzeci rok. Poszedł mi on całkiem dobrze, lecz to nie wystarczyło. Zabrakło mi wiedzy do zaliczenia dwóch przedmiotów. Uzgodniłem z panią prodziekan, że powtórzę ten rok, by później czwarty rozpocząć bez żadnych zaległości. Przez pierwsze trzy lata na Wydział Pedagogiki i Psychologii (obecny Wydział Nauk Społecznych – przyp. red.) przyjeżdżałem przeważnie tylko po to, by zaliczyć kolokwia i egzaminy. Uczyłem się w domu, z materiałów, które dostarczała mi asystentka zatrudniona przez uczelnię. Na powtarzanym trzecim roku zmieniłem swój wózek na mniejszy i lżejszy, co umożliwiło mi korzystanie ze wszystkich wind i platformy schodowej na wydziale. Od tej pory zacząłem uczestniczyć w wykładach i kontynuowałem to do końca studiów. Zawsze przybywałem na uczelnię z dużą radością i byłem dumny, że realizuję tak ambitny cel.

Jakie ma Pan plany na najbliższe kilka lat?

Chciałbym się coraz bardziej rozwijać w dziedzinie psychologii, zdobyć więcej doświadczenia. W najbliższym czasie planuję uruchomić profesjonalną stronę internetową, poprzez którą będą mogli zgłaszać się do mnie pacjenci. Już dzisiaj czytam w wiadomościach od osób piszących do mnie z całej Polski, że jeszcze nie zdążyłem otworzyć swojego gabinetu, a już im pomogłem. To cieszy. Poza gabinetem wirtualnym pomyślę też o stacjonarnym. W najbliższym czasie zorganizuję również kilka wyjazdów, obejrzę jakieś ciekawe filmy i odpocznę. Chcę także spróbować wystąpień motywacyjnych.

Co doradziłby Pan młodym ludziom poszukującym własnej drogi życiowej?

Przede wszystkim znalezienie prawdziwego sensu swojego życia. Z kolei wszystkich, szczególnie młodych kierowców, zachęcam do rozważnej i bezpiecznej jazdy z zachowaniem ograniczonego zaufania dla innych uczestników ruchu drogowego. Pamiętajmy o podejmowaniu rozsądnych i przemyślanych decyzji, zanim znajdziemy się w poważnych tarapatach.


Tekst: Dawid Jureczko

Artykuł pochodzi z magazynu „Suplement” (październik/listopad 2019)

Post dodany: 29 stycznia 2020

Używając tej strony, zgadzasz się na zapisywanie ciasteczek na Twoim komputerze. Używamy ich, aby spersonalizować nasze usługi i poprawić Twoje doświadczenia.

Rozumiem, zamknij to okno