facebook

Wpisz wyszukiwaną frazę i zatwierdź, używając "ENTER"

Czerwona granda na trawie

Na nic miały się przeprosiny jeśli w grę wchodził splamiony honor. Gdy jeszcze dodać do tego gorący temperament i alkohol, szykowały się krwiste widoki lub w najlepszym wypadku porządny strach. To nic, że jedna czwarta starć kończyła się śmiercią uczestników- liczył się honor nad życie.

Dzieje pojedynków sięgają korzeniami starożytności. Jednak jeśli chodzi o czasy współczesne, moda na pojedynkowanie się, w pełni rozkwitła za czasów Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Tę nietypową formę załatwiania porachunków upodobały sobie osoby z różnych klas społecznych, od inteligencji począwszy, a na biednych studentach skończywszy. Jednak istne apogeum popularności i koniec, przpadł na lata 20 XX wieku.

Klątwa kościołów a spór ambicji
Instytucja kościoła w kraju takim jak Polska, od zawsze posiadała stabilną i mocną pozycję wśród opinii publicznej. Nie mogło się zatem obyć bez wygłoszenia stanowiska wobec sprawy pojedynków. Wedle relacji Karola Rostworowskiego: „Kościół obrzuca klątwą wszystkie osoby biorące udział w pojedynkach(…)”. Natomiast według kodeksu honorowego, potencjalny kandydat, jeśli odmówiłby podjęcia wyzwania, zostaje pozbawiony swoich społecznych praw w oczach innych obywateli. Zatem idąc tokiem rozumowania przeszłych pokoleń, nieszczęśnik stawał przed nie lada decyzją. Albo być wydziedziczonym przez kościół, albo zhańbionym w oczach społeczeństwa lub być nieczystym w świetle prawa.

Niesforne skobelki drabiny politycznej
Gdy pada fraza, dotycząca pojedynków, od razy mamy przed oczyma wyobraźni dwóch rycerzy lub zbrojnych, walczących o swoje dobre imię. Ofiarami padali również dziennikarze, którzy nierozważnie dobierali słowa. Dosyć znana jest sprawa potencjalnego starcia jednego z czołowych polityków dwudziestolecia międzywojennego, Walerego Sławka z redaktorem „Robotnika”, Mieczysławem Niedzałkowskim. Sławek, jako zaufany współpracownik Marszałka i obrońca jego dobrego mienia, wysłał redaktorowi sekundantów, gdy ten na łamach dziennika, skrytykował zachowanie Sławka na sali sejmowej. Całość nigdy by się nie wydarzyła, gdyby nie temperamentne wypowiedzi Piłsudskiego w wywiadzie o sytuacji poprzednich rządów. Niedziałkowski odmówił przyjęcia wyzwania. Dlatego sporządzono protokół, wedle którego pozbawiono honoru redaktora. No cóż… Przecież krytyka rządzi światem.

Kulturalne strzelanie poproszę
Ciekawą historię ukazującą złożoność i powagę procesu pojedynkowania się, opisuje Tadeusz Boy- Żeleński. Jego wspomnienie dotyczy jeszcze lat studenckich. Mianowicie do Krakowa przyjechała grupka studentów medycyny z Warszawy. Jak to zawsze bywa, atmosfera gorąca, już pomijając fakt istniejących wtedy jeszcze zaborów (lata młodości Żeleńskiego), ale rywalizację pomiędzy młodymi. Innymi słowy, goście uważali gospodarzy za mało rozgarniętych i prostaków. Gdy w grę wchodzi nauka i widmo osiągniętych sukcesów, zawrzał mały konflikt a propos niewinnej trupiej nóżki. Wtedy to gość wysłał do gospodarza sekundantów. Do pojedynku nie doszło, spisano obustronny protokół, uznający obie strony za pozbawione honoru. Ale to nie koniec. Młodzi lubili bardzo trzymać się strony prawnej- wysłano wedle kodeksu postępowań sekundantów świadkom osoby wyzwanej. Wtedy to już ruszyła lawina. Sporządzono cztery protokoły i znów wyzwano świadków. Tak oto zamknięte koło się ruszyło, aż w końcu cały wydział lekarski uznano za niehonorowy.

To tylko niektóre z absurdalnych przykładów, dotyczących kultury rozstrzygania sporów w dwudziestoleciu międzywojennym. W niektórych przypadkach, opłacało być się powściągliwym, by nie zostać wciągniętym w niepotrzebne porachunki.

Autorka tekstu: Weronika Warot

Post dodany: 14 grudnia 2016

Tagi dla tego posta:

historia   II RP   pojedynkowanie się   Weronika Warot  

Używając tej strony, zgadzasz się na zapisywanie ciasteczek na Twoim komputerze. Używamy ich, aby spersonalizować nasze usługi i poprawić Twoje doświadczenia.

Rozumiem, zamknij to okno