facebook

Wpisz wyszukiwaną frazę i zatwierdź, używając "ENTER"

Cena marzeń o wolności

Druga wojna światowa to w dziejach ludzkości wydarzenie bezprecedensowe. Na jej bilans składają się miliony dramatów pojedynczych jednostek, nad czym niestety zbyt rzadko się skupiamy. W podręcznikach do historii widzimy statystyki mówiące o liczebności walczących stron czy ofiar. Zapominamy, że za każdą liczbą kryje się historia, nad którą warto się pochylić.

Młody Lucjan Wiśniewski był zupełnie zwyczajnym chłopcem. Pochodził z małej mazowieckiej wsi, ale niedługo przed wojną zamieszkał z rodzicami w Chomiczówce i został „Warszawiakiem z awansu”. Miał piętnaście lat, gdy po raz pierwszy zobaczył egzekucję. 6 stycznia 1940 roku na Szwedzkich Górach (dzisiaj obrzeża Bemowa) Niemcy rozstrzelali 96 osób. Było to jedno z pierwszych masowych morderstw w Warszawie.

Leśni chłopcy
To wydarzenie odcisnęło się piętnem na jego psychice. Mając szesnaście lat, zaciągnął się do konspiracji. Chciał „strzelać do Niemców”. Pierwsze kroki w Państwie Podziemnym stawiał pod okiem oficera Tadeusza Towarnickiego. Przysięga odbyła się w Boernerowie, jednej z wielu małych podwarszawskich mieścinek. Do pułku jednostki „Madagaskar”, później znanej jako „Garłuch”, zaprzysiężonych zostało dwunastu młodziaków, w tym Wiśniewski. Był najmłodszy, ale podawał się za starszego, by nie odstawać od reszty. Mały oddział przemierzał okoliczne lasy i organizował drobne akcje, ale jak mówią sami uczestnicy, była to bardziej zabawa w partyzantkę. Nie mieli zbyt wiele broni, więc dużo zdziałać nie mogli. Starali się jednak pomagać wiejskiej ludności, odbierając na przykład ukradzione chłopom przez Niemców krowy albo wykradając sołtysom listy osób, które zostały wyznaczone do wywózki. Patriotyczne aspiracje młodzieńców trwały do chwili, kiedy ich oddział musiał zostać rozwiązany. Naczelnictwo Armii Krajowej uznało bowiem, że zorganizowana przez Towarnickiego leśna partyzantka była samowolką. Lucjan Wiśniewski, który w pułku „Garłuch” nosił pseudonim „Wierny”, musiał porzucić swoje marzenia o strzelaniu do Niemców i wrócić do domu. Sytuacja, w jakiej zastał swoją rodzinę, nie była dobra. Ponieważ jego ojciec stracił pracę, jak zresztą wielu mężczyzn w tamtych czasach, żywicielem rodziny została matka. Prowadzenie gospodarstwa w czasie wojny wymagało nie lada wysiłku i odwagi. Kupienie czegoś w sklepie graniczyło z cudem, dlatego głównymi dostawcami pożywienia stawali się chłopi, którzy nieraz z narażeniem życia, bo pod czujnym okiem Niemców, szmuglowali niezbędne produkty. Matka Lucjana dbała o kontakt z dostawcami i zdobywała żywność dla rodziny. Pewnego dnia okoliczne dostawy zostały sparaliżowane. Wiśniewski, na prośbę matki, zorganizował akcję, w której został zastrzelony sprawca wstrzymania zaopatrzenia. „Wierny” zrobił rozeznanie i ustalił, że żywność rekwirują okoliczni volksdeutsche, a głównym organizatorem jest człowiek o imieniu Mańko (lub Mońko). Zlecenie zlikwidowania delikwenta otrzymał sam Wiśniewski, ale jeden z chłopaków z obstawy bardzo rwał się do strzelania. Ostatecznie wyrok wykonał ten właśnie narwaniec, Władysław Kłodziński. Miał wtedy zaledwie piętnaście lat.

Pistolet zawiódł po jednym strzale”
Już w połowie 1941 roku kontrwywiad Armii Krajowej zarządził powstanie oddziału mającego za zadanie likwidację osób zagrażających działaniu Państwa Podziemnego – tak zwanych konfidentów i zdrajców. Jednostka specjalna Wydziału Bezpieczeństwa i Kontrwywiadu Oddziału II Komendy Głównej ZWZ/AK otrzymał kryptonim „Wapiennik”, później 993/W. Na dowódcę nowo powstałej komórki wybrany został porucznik Leszek „Twardy” Kowalewski. Ten wyznaczył na swojego zastępcę znanego nam już Tadeusza „Naprawę” Towarnickiego. Ściągnął on do oddziału sprawdzonych już przez siebie w „nielegalnej samowolce” chłopaków. Lucjan Wiśniewski i jego koledzy z leśnej partyzantki zastanawiali się długo. Zdawali sobie sprawę z ciążącej na nich odpowiedzialności. Wiedzieli, z jak dużym obciążeniem psychicznym i moralnym przyjdzie im się zmierzyć. Ostatecznie, jesienią 1942 roku, zdecydowali się na dołączenie do „Twardego” i „Naprawy”. Było ich pięciu: Lucjan Wiśniewski, który otrzymał nowy pseudonim:„Sęp”, Ryszard „Gil” Duplicki, Zygmunt „Puchacz” Szadokierski, Jerzy „Jur I” Pajdziński oraz Stanisław „Kobuz” Salacha. Ze względu na ich pseudonimy, patrol nazywano „Ptakami”. Wszyscy byli młodymi, pełnymi życia chłopcami, którzy musieli zbyt szybko dorosnąć. Do „Ptaków” z czasem zaczęli dołączać kolejni. W 1944 roku oddział likwidatorów 993/W liczył już prawie 120 żołnierzy. Schemat ich działania był prosty. Podziemny sąd organizował proces. Jeśli możliwe było doprowadzenie oskarżonego konfidenta, robiono to, jeśli nie, nieobecnych bronili adwokaci „z urzędu”. Wyrok, zatwierdzony przez delegata rządu, przekazywany był odpowiednim komórkom.„Sęp” Wiśniewski, mówiąc o swojej pierwszej akcji likwidacyjnej, zwraca uwagę przede wszystkim na pistolet, który zaciął się przy drugim strzale. To nie on początkowo miał wykonać wyrok, dowództwo skierowało go do tego w ostatniej chwili. Pierwszym celem „Sępa” była kobieta. Nigdy nie dowiedział się, kim była, chociaż próbował. Likwidacja miała miejsce wiosną 1943 roku, Lucjan miał wtedy niecałe 18 lat. Strzelił w tył głowy, nie mógłby spojrzeć kobiecie w oczy. Czuł jedynie nerwy i napięcie, chciał mieć to już za sobą. Akowski oddział likwidatorów wsławił się wieloma udanymi akcjami, które uchroniły mnóstwo osób przed wydaniem i w konsekwencji uwięzieniem, torturami bądź śmiercią. Dla większości tych młodych, świetnie wyszkolonych żołnierzy wykonywanie „zleceń” było bardzo trudnym przeżyciem. Wielu kryło się ze wszystkim przed własnymi rodzinami, by nie obciążać ich swoim brzemieniem – na przykład Rysiek, czyli Ryszard „Gil” Duplicki, którego matka dowiedziała się o udziale syna w konspiracji dopiero wtedy, kiedy zobaczyła na jego ciele bliznę po kuli. Wiśniewski był uznawany za jednego z najlepszych w swoim „fachu”. Odznaczał się wyjątkową sprawnością fizyczną, celnie strzelał, umiał zachować rozsądek w krytycznych sytuacjach (a takich nie brakowało). Brał udział w powstaniu warszawskim, po wojnie ułożył sobie życie na nowo mimo depczącego mu po piętach UB. Do końca życia utrzymywał kontakt z kolegami i koleżankami z oddziału. Szczęśliwie wielu z nich dożyło sędziwego wieku.

Mam dwadzieścia lat, moje życie jest zupełnie zwyczajne i spokojne”
Gdy odkrywam historie takie jak ta, zaczynam być niesamowicie wdzięczna za tę zwyczajność. Żyję w bezpiecznym świecie, nie czuję się w moim własnym kraju jak zakładnik. Jestem wolna, uznaję to za moje podstawowe prawo i specjalnie się nad tym nie zastanawiam. Dla nich, moich „rówieśników”, wolność była najwyższym możliwym dobrem, którego nie posiadali. Próby jego zdobycia nierzadko przypłacali życiem. Może brzmi to banalnie, ale – pamiętajmy. O nich i o ich poświęceniu.

Źródło:
E. Marat, M. Wójcik: Ptaki drapieżne. Historia Lucjana „Sępa” Wiśniewskiego, likwidatora z kontrwywiadu AK.

Tekst: Natalia Sukiennik

Artykuł pochodzi z magazynu „Suplement” (luty/marzec 2019).



Post dodany: 6 maja 2019

Tagi dla tego posta:

bohaterowie   Natalia Sukiennik   wojna  

Używając tej strony, zgadzasz się na zapisywanie ciasteczek na Twoim komputerze. Używamy ich, aby spersonalizować nasze usługi i poprawić Twoje doświadczenia.

Rozumiem, zamknij to okno